Czy poseł Blida zostanie kanonizowana?

UWAGA! Ten wpis ma już 18 lat. Pewne stwierdzenia i poglądy w nim zawarte mogą być nieaktualne.

Dzisiaj z rana zdarzyło się coś, czego konsekwencje przerosły moje najśmielsze oczekiwania. Otóż podczas akcji ABW zatrzeliła się połsanka Barbara Blida.

Pierwsza myśl, która przyszła do głowy to oczywiście fakt, że nikt – a tym bardziej kobieta – nie próbuję się zabić nie mając nic na sumieniu. Tymczasem w mediach rozpętał się dziwny bełkot, którego pojąć za żadne skarby nie mogę.

Przykład Blidy pokazuje, jak daleko potrafi posunąć się poprawność polityczna w mediach. Pierwszą rzeczą, która mnie zszokowała, była informacja w ramce na stronie głównej Wikipedii, a która brzmiałą „Barbara Blida (…) zginęła (…)”. No chwileczkę – jak to „zginęłą”? Myślałem, że to określenie stosuje się do osób, które zmarły na skutek działań osób trzecich lub niefortunnych okolicznościach. Ale czy ktoś słyszał, żeby mówić „zginął” o samobójcach? Jednak to był dopiero początek cyrku, który się potem rozpętał.

Kolejną bezczelnością był pierwszy komentarz polityka na temat śmierci Blidy. Był nim Szmajdziński (imienia nie pamiętam, zresztą nie warto). Powiedział on zdanie: „Taką mamy właśnie praworządność: przeszukania o 6:00 nad ranem (…)”. Przyznam, że zwaliło mnie z nóg – śmierć koleżanki wykorzystał do gry politycznej. Dodatkowo domniemam, że ABW – według ww. posła – powinno przeprosić albo uprzedzić o swojej tajnej akcji samą zainteresowaną? Ludzie – ona nie została zamordowana – ona się zabiła!

Jednak śmiałości pozazdrościły mu kolejne czerwone gnidy. I tak oto w sejmie, bezpośrednio przez przerwą – politycy SLD snuli chore wizje śmierci Barbary Blidy. Mnie samego dziwi też sama przerwa zarządzona przez marszałka Jurka. Jeszcze raz przypominam, że to była śmierć samobójcza i gdyby nie miała nic na sumieniu, to by się nie zabiła.

Oczywiście oliwy do ognia dolał Onet ze swoimi technikami manipulacyjnymi. W jednym z newsów czytam (w tytule): „Zginęła na oczach funkcjonariuszki ABW”. W artykule zaś opisana jest sytuacja, w której Blida poprosiła funkcjonariuszkę o odwrócenie się, i wtedy wyjęła broń i strzeliła sobie w klatkę piersiową. To jak, redaktorzy – w końcu na jej oczach, czy była odwrócona? Chyba, że ma oczy w d***, to przepraszam.

Ale nadszedł wieczór, wchodzę na Onet, a tu coś pięknego – boks poświęcony samobójczyni – łapówkarze. W nim między innymi autorska biografia poseł Blidy wraz z opiniami o niej samej kilku SLD-ków. To może pójdźcie za ciosem i umieśćcie księgę kondolencyjną dla internautów? Zresztą o czym ja gadam, mogę się obudzić, a taka już będzie istniała.

Poza tym, uważam wszystkie artykuły o dzisiejszym incydencie ze słowem „śmierć” w tytule za manipulacyjne – jest to bowiem zwykłe samobójstwo, cokolwiek nie powiedzą czerwoni z SLD.

Zapraszam do dyskusji w komentarzach.

Jak zrobić biodiesla?

UWAGA! Ten wpis ma już 18 lat. Pewne stwierdzenia i poglądy w nim zawarte mogą być nieaktualne.

Wpis ten będzie nietypowy, bowiem postaram się w nim dokładnie opisać, jak w prosty sposób uzyskać tańsze paliwo do silników wysokoprężnych – czyli popularnych diesli.

Biodiesel – bo tak nazywa się owo paliwo – to mówiąc dość ogólnie substytut oleju napędowego, składający się wyłącznie z oleju roślinnego bądź jego mieszanki z olejem napędowym. W zależności od typu biodiesla (B5, B20, B50, B100) zawartość oleju jest zróżnicowana. Współczynnik przy literce „B” w nazwie to procentowa zawartość oleju w danym gatunku biodiesla. I tak oto B5 to mieszanka składająca się z 5% oleju rzepakowego oraz 95% oleju napędowego – jest to potocznie nazywana „ropa”, którą tankujemy na każdej stacji (od paru lat istnieje obowiązek dodawania do paliwa tradycyjnego 5% biokomponentów). Z B20, B50 oraz B100 sprawa jest analogiczna.

W tym wpisie przedstawiam, jak uzyskać biodiesel B20. Dlaczego akurat ten? Spieszę z wyjaśnieniem. Po pierwsze, jest to paliwo bezpieczne dla większości silników. 20% oleju rzepakowego niemal całkowicie rozpuszcza się w ropie, przez co na dnie baku nie odkłada się osad, utrudniający późniejszy zapłon silnika. Po drugie, każda większa dawka powoduje dość dużo spalin przy rozruchu oraz rozgrzewaniu silnika do temperatury pracy. Taka ilość oleju w końcu nie powoduje rozpuszczania się uszczelek gumowych w silniku, co ma często miejsce przy tankowaniu samego oleju rzepakowego (OR).

Myślę, że te uwagi powinny przekonać osoby, które miały jeszcze pewne wątpliwości. W końcu nie przypadkiem to właśnie ten typ biodiesla jest sprzedawany w coraz większej liczbie stacji benzynowych jako substytut ropy. Warto też dodać, że jest to ostatni biodiesel, do którego nie jest wymagana przeróbka silnika na olej roślinny (poprzez zamontowanie specjalnej nagrzewnicy, osobnego baku na olej oraz drobnej przeróbki układu chłodzenia).

Czego więc będziemy potrzebowali do zrobienia takiego paliwa? Podstawową rzeczą jest oczywiście samochód z silnikiem diesla. Jednak nie każdy nadaje się do tego typu paliwa. W żadnym wypadku nie można stosować go do silników zbudowanych w technologii common rail, ponieważ elektronika obsługująca ten silnik może najzwyczajniej zgłupieć (o efektach nie muszę nikogo pouczać). Opierając się na kilkudziesięciu opiniach internautów, odradzam także stosowanie biodiesla do silników z turbiną.

Samochód powinien być więc w miarę „stary” i najlepiej pozbawiony dodatkowej elektroniki, stosowanej w dzisiejszych silnikach wysokoprężnych. Dodatkowym atutem jest też duża pojemność silnika oraz liczba cylindrów (czym więcej, tym lepiej).

Do testów posłużę się moim samochodem, który wydaje się być idealny do tego typu zadań. 😉 3 litry pojemności oraz 5 cylindrów wraz z 30 latami na karku:

Jednak nie jest to zasada. Najlepiej przeszukać grupy dyskusyjne oraz fora pod względem opinii nt. naszego samochodu. Warto też zajrzeć do którejś z wielu baz opinii o pracy konkretnych samochodów na biodieslu.

Kolejną rzeczą jest olej rzepakowy. Skąd go wziąć? Najprościej kupić najtańszy olej jadalny w supermarkecie. Będziemy go potrzebowali dość dużo (chociaż zależy to od ilości ropy, jaką zużyjemy). Ja kupiłem 20 litrów w cenie 2,69 za litr, co nie jest znowuż rewelacyjną ceną, jednak nie miałem dostępu do innych marketów niż LIDL, Biedronka i Champion (kupiłem ostatecznie w LIDL-u). Warto też śledzić promocje w gazetkach marketowych, które dostępne są na stronach sieci w internecie.

Gdy mamy już olej, należy zatankować samochód zwykłym olejem napędowym. Oczywiście czym taniej, tym lepiej. Musimy też zapisać albo dokładnie zapamiętać ilość ropy, jaką zatankowaliśmy – będzie to niezbędne do obliczenia ilości oleju, jaką możemy dodać.

Gdy zatankujemy, należy skorzystać z następującego wzoru:

Za V ON podstawiamy ilość zatankowanej na stacji ropy (w litrach), dzięki czemu obliczymy V OR – czyli ilość oleju, którą możemy dolać do baku.

Teraz już tylko otwieramy wlew…

… szykujemy odpowiednią ilość oleju…

… i wlewamy. 🙂

Pozostaje tylko przejechać się, aby zamieszać naszego biodiesla (można posadzić początkującego kierowcę, wtedy efekt będzie najpełniejszy ;-)). I gotowe – możemy „rozkoszować się” zapachem placków ziemniaczanych z wydechu. 🙂

W razie pytań lub dyskusji proszę o reakcje w komentarzach.