Dlaczego nie lubię UPR?

UWAGA! Ten wpis ma już 16 lat. Pewne stwierdzenia i poglądy w nim zawarte mogą być nieaktualne.

Mam w życiu momenty, w których fascynuję się UPR-em, lecz może nie jaką partią, ale wybranymi poglądami niektórych jej członków. I tak na przykład propagowałem na blogu debatę Korwin-Mikkego z Saryuszem-Wolskim (nt. traktatu lizbońskiego), sympatyzuję z nawoływaniami Popieli o zniesienie np. akcyzy na paliwa, a także docierają do mnie mowy Michalkiewicza nt. forsowanego przez UPR systemu podatków. Jednak gdy myślałem ogólniej, o całym UPR, czy chociaż o możliwości głosowania na nich, to zawsze czułem pewien “niesmak” czy wręcz niechęć. Co ciekawe – nie potrafiłem tego wytłumaczyć żadnym argumentem, było to po prostu tłumaczenie sobie tego odrzucenia krótkim: “bo tak!”.

Dopiero stosunkowo niedawno potrafiłem sprecyzować tę niechęć. I mimo prostoty i logiki poglądów UPR – w niej samej jest wiele sprzeczności czy złożeń.

Pierwsza i zasadnicza kwestia, to całokształt partii. A jest to partia dziwna. Legitymują się liberalizmem gospodarczym i konserwatyzmem światopoglądowym. W rzeczywistości jednak ten liberalizm przenosi się także na sfery ideologiczne, co rzecz jasna determinuje pluralizm w jej wnętrzu. Ma to oczywiście zalety – partia wolnościowa. Dodatkowo – wszyscy, jak jeden mąż, opowiadają się za niskimi podatkami, i to się chwali. Ale właśnie ten sam fakt prowadzi do paradoksów i pozbawia UPR kręgosłupa ideologicznego. Bo co z tego, że ktoś klakieruje niskim podatkom, skoro jest socjalistą pełną gębą?

Jak wiadomo, na Korwin-Mikkem partia się nie kończy. Oprócz niego – rasowego liberała i kapitalisty, w UPR jest też przedsiębiorca Popiela, walczący o niższe podatki dla siebie, radiomaryjowiec Michalkiewicz, Bukiel z OZZL (którego przedstawiciele jawnie mówią, że nie spoczną ze strajkami dopóki nie będą zarabiać 15 tys. zł), a nawet osoby z Jeronimo-Martins, znanego jako ten zły przykład kapitalistów (wyzysk w “Biedronkach”). Dziwna mieszanka, nieprawdaż?

Jednak jest w UPR-ze jeszcze kilka sprzeczności i kontrowersji. Z pobocznych: domaga się likwidacji TVP i PR i tłumaczy to lichymi argumentami. Od razu narzuca się związek z dyskryminacją tej partii przez ww. media. Druga sprawa, to otwarta krytyka demokracji i jej wyborców, i jednoczesne startowanie w demokratycznych wyborach, co jest trywialną hipokryzją. Fakt – Korwin-Mikke podkreśla, że to w interesie wyborców leży wybór jego partii do parlamentu. Być może jest to dobre w jakimś innym ustroju, ale tutaj to poseł jest sługą wyborcy, nie odwrotnie. Dlatego nikomu pan Korwin-Mikke łaski nie robi, i ma zresztą tego efekty.

Parę dni temu pisałem na Blipie, że UPR to największa partia w internecie. Można nawet powiedzieć, że w nim rządząca. Co jednak z tego, skoro przez tyle lat ani jednego człowieka z niej nie było widać w parlamencie? I nie zapowiada się inaczej, jeżeli UPR będzie dalej stosował metodę “cel uświęca środki” w walce o niższe podatki. Dlatego proponowałbym wzmocnienie kręgosłupa ideologicznego. Amen.

38 komentarzy do “Dlaczego nie lubię UPR?”

  1. Ciekawa notka, cała partia ma program dosyć dobry, chociaż bardzo ogółowy i zasadniczy. Co do demokracji, to jej krytyka nie jest jednym z programów partii, a osobistymi poglądami, które dzielą ci na ‘górze’ (a właśnie w tym kręgosłupie ideologicznym, konserwatywni liberałowie byli od zawsze przeciwko demokracji). Nie mniej jednak w programie jest nawet bardzo wyraźnie, że UPR szanuje wybory demokratyczne i stosuje się do nich.

  2. No wybacz, ale kto decyduje o kształcie partii, jak nie jej członkowie?

    Zresztą nie tego dotyczy temat, ja pisałem w notce tylko o socjalistach popierających niskie podatki, a nie o tym, że UPR jest socjalistyczny.

  3. Bukiel socjalistą? Kiedyś widziałem z nim wywiad, czy słyszałem jakąś jego wypowiedź – i facet (to fakt) chce podwyżek dla lekarzy, ale jako środek do realizacji tego celu widzi urynkowienie służby zdrowia. Prywatyzacje szpitali etc. To odważne poglądy w tym kraju.
    A kto jest przeciw? Pielęgniarki (gorzej wykształcone od lekarek), no i te styropianowe móżdżki z Solidarności i PiS – u.

  4. Właśnie dlatego widzę w jego działaniu paradoks. Z jednej strony niższe podatki, prywatyzacja służby zdrowia, a z drugiej – związek zawodowy, podwyżki, szantaże strajkami.

    Poza tym – prywatyzacja szpitali to nie jest w obecnej sytuacji czasem oportunizm?

  5. Liberalizm przenosi się na sfery ideologiczne, jednak to jest logiczne (ale zarymowałem), bo konserwatyzn sam w sobie przenosi odpowiedzialność na jednostkę, dając jej możliwosci decydowania o sobie.

    Ogólnie UPR dla mnie jest partią stricte konserwatywnie konseratywną o poglądach prawicowych, a liberalizm gospodarczy staje się tu poniekad efekten ubocznym, bo konserwy są za własnoscią prywatną i szerokimi możliwościami jej dysponowania, poprzez m.in. likwidacje biurokracji i podatków (eliminacje socjalu).

    Sumując = prawica, prawdziwa prawica, w efekcie staje się doktrynowo konserwatywno-liberalna chcąc czy nie chcąc, odcinając się od neokonserwatyznu w wydaniu pisowców czy omal narodowego socjaliznu (NOP, ONR, PR).

  6. @Reod – Najjaskrawsza różnica między konserwatyzmem, a liberalizmem jest w kwestii stosunku obu ideologii do jednostki. Konserwatyści wierzą w teorię społeczeństwa organicznego, z czego wynika hierarchiczność i przeświadczenie o tym, że każda jednostka jest trybikiem w machinie państwowej. Ergo: konserwatyzm DOPUSZCZA (ale możliwość nie oznacza konieczności) stosowanie takich wynalazków jak prohibicja, państwowa służba zdrowia, pomoc państwa dla rodzin etc. Rozumując, że skoro wspólnota jest organizmem, a jej jakaś część składowa choruje – to choroba może roznieść się na wszystkich.
    Liberalizm, wprost przeciwnie, akcentuje indywidualizm. Dla liberałów każdy z nas jest mniejszością. Bo nie ma drugiego człowieka z identycznym zestawem indywidualnych cech, które posiadamy. Zakładając, że każda autonomiczna jednostka świadomie/nieświadomie dąży do swego dobra. Rolą państwa jest nieingerencja, dopóki nie zostanie złamane prawo.
    Nie muszę dodawać, że aktualnie ta druga idea bardziej do mnie przemawia.

  7. Ale zauważ, że opowiadanie się za np. prywatną służbą zdrowia jest domeną ludzi zamożniejszych. Generalnie można mieć innych w dupie, ale to prowadzi do kontrastów jak w Rosji – przebogata stolica i jednocześnie skrajne przykłady nędzy. Niby mówi się, że słabsze jednostki – jeśli nie potrafią się przystosować, powinny wyginąć. Tylko zauważ, że łatwo to mówić z pozycji tego, któremu to nie grozi. A ta „słaba jednostka” to też człowiek.

  8. No to ja jestem z tych, co nie dopuszczają, przez co różniaca między konserwami a liberałami się nieco zmyła dla mnie 😉

    W sumie to ja jestem korwinistą czy mikkeanistą, bo nie pamiętam czy się z nim nie zgodziłem kiedyś podczas lektury jego książek. ;]

  9. Oj Dandys, chyba czas na liberalne egzorcyzmy.

    Konstytucja gwarantuje wszystkim obywatelom dostęp do służby zdrowia. Nie ma siły i woli politycznej do zmiany tego artykułu. Ergo, debatowanie o tym jak to liberałowie sprawią, że biedni będą umierać na ulicach – to czysta demagogia by JarKacz.

    Chodzi o formę.

    Jak obiecasz komuś kratę piwa, to wykupujesz cały browar? Nie, byłby to idiotyzm. A polska służba zdrowia jest ufundowana na idiotyzmie.
    Budżet płaci dwa razy za leczenie obywateli. Raz, kiedy NFZ odpala kasę za wykonanie usługi medycznej. Dwa, kiedy budżet po raz kolejny ratuje zadłużone szpitale, podwyższa pensje, wypłaca odszkodowania itd.
    Celem prywatyzacji szpitali, jest to by ta ,,druga płatność” została anulowana. Wszystkie przychodnie w kraju zostały sprywatyzowane. Efekt: czystość, punktualność, rzetelność. Nie skłamię, jak powiem że NFZ w 80% płaci za usługi dentystyczne prywatnym gabinetom. Czy w związku z tym dramatycznie wzrosły ceny wstawienia plomby, czy wyrwania szóstki?
    Ten sam scenariusz czeka służbę zdrowia. Tylko najpierw trzeba pokonać upór ,,styropianowych móżdżków”.

    @Reod – W 98% zgadzam się z JKM. Ale uważam, że aby wprowadzić w życie wolnorynkowe rozwiązania trzeba zaangażować się w działalność organizacji mającej realny wpływ na politykę.

  10. Erwin: Może i to prawda, o czym mówisz. Ale prosty jest rachunek następujący: prywatyzujemy służbę zdrowia, likwidujemy składki. Każdy obywatel decyduje sam, co chce zrobić z tymi pieniędzmi – czy wydać na co innego i płacić w razie choroby, czy wykupić polisę. Wykupywali by ją rzecz jasna tylko Ci, którzy rzeczywiście często leczyliby się. Jako, iż mało byłoby osób, które nie wykorzystywałyby swojej polisy, to ubezpieczyciele – rzecz jasna – za darmo robić nie będą, więc musieliby podwyższyć ceny. Idea ubezpieczenia jest taka, że pieniądze wypłaca się z pieniędzy tych, których „plaga”, na którą stoi polisa ni dotknęła. Podwyżka cen i wykoszenie tych, którzy ubezpieczali się, a mało korzystali – bo oni zapłacą w wypadku choroby. Czyli – chorujesz często, kupujesz dość kosztowną (ale i tak tańszą, niż koszty bezpośrednie) polisę. Chorujesz rzadko – płacisz drożej, ale tylko wtedy, gdy chorujesz. Masz wybór, nikt nie decyduje za Ciebie. Piękne, nieprawdaż?
    Tylko, że prywatne szpitale to nie akcje charytatywne, a spółki prawa handlowego, i oprócz kosztów, muszą jeszcze wykazywać zysk, a nie będą robić jedynie po to, aby koszty pokrywać. A tak właśnie jest z publiczną służbą zdrowia.
    Tylko powiedz mi teraz, gdzie tu jest miejsce dla tych, którzy płacili składki zdrowotne, a teraz dostają te pieniądze do własnej dyspozycji? Za te pieniądze nie kupią w życiu polisy ani nie wyleczą się płacąc bezpośrednio. Więc nie będą się leczyć. I tak właśnie liberalizm w tej dziedzinie doprowadzi tak naprawdę nie do postępu, ale do cofania się.
    Myślę, że to powinno się rozwiązać inaczej. Strajkują lekarze? Że to zarabiają 10 razy mniej, niż za granicą. To w czym problem? Jechać tam, i to już, zarabiać nawet 15 razy więcej, niż obecnie – tylko płacić jednocześnie tamtejsze ceny. Mówi się, że brakłoby specjalistów – spokojnie, straszyć każdemu wolno, a jakoś nie widać tych nagłych emigracji medyków za granicę, jeśli już „migrują”, to do prywatnych spółek, a i to do pewnego czasu. Naprawdę nie wierzę, że kształcimy tylu lekarzy, a tych obecnych „niepokornych” nie da się zastąpić. Mam dziwne podejrzenie, że to tylko pieprzenie mediów, tak samo, jak z nauczycielami – strajki, itp. – po co to wszystko? Wykosić tych, którzy świadomie podpisywali umowę, a teraz szantażują. U mnie w rodzinnej gminie zarejestrowanych jest 200 bezrobotnych nauczycieli (a gmina ma trochę ponad 10 tys. mieszkańców). Czyż nie lepiej odzwyczaić ludzi od tego przyzwyczajenia do socjalizmu, który daje takie przywileje?

  11. Erwin: ja jestem z tych, co wierzą w Magdalenkę, więc — delikatnie mówiąc — rozśmieszyłeś mnie 😉

  12. @Dandys: Pokrętna logika.

    1) Prywatyzacja szpitali nie oznacza konieczności zniesienia składki NFZ. Ta instytucja może istnieć dalej i wykupywać usługi medycznej, tak jak to robi aktualnie w przychodniach i zakładach dentystycznych.

    2) Jeśli już założymy, że razem z prywatyzacją likwidujemy obowiązek ubezpieczania się – to będzie tylko lepiej. Prywatyzacja szpitali kilkuset krotnie powiększy rynek usług medycznych. Tam gdzie większa konkurencja, tam niższe ceny i większa dbałość o usługi. Obywatel może zaoszczędzone pieniądze wydać na polisę, wykup abonamentu w lecznicy, albo na wódkę. Wolny wybór. Kiedy zachoruje konsekwencje ponosi on sam. Co więcej urynkowienie służby zdrowia zmusi nas do myślenia o organizmie w kategoriach perspektywicznych. Znasz idiotów, którzy potrafią przejechać całą trasę na jednym biegu? Ja znam kilku. I dobrych nawyków w eksploatacji auta, nauczyli się po otrzymaniu kilku tysięcy złotych rachunku od mechanika. Za wymianę skrzyni biegów, of course. Walenie wódy to nasz sport narodowy, ale kilkudziesięciotysięczny rachunek za leczenie wątroby potrafi zmienić nawet największe przyzwyczajenia.
    Piszesz, że prywatyzacja szpitali to nieunikniony wzrost kosztów – bo jako spółka musi przynosić zyski.
    Jasne.
    Tylko, dlaczego musi się to odbywać wzrostem cen usług medycznych. Dobry menadżer, zacznie od redukcji personelu, racjonalizacji wydatków, zmiany organizacji pracy etc. Konkurencja na rynku zapobiegnie wzrostom kosztów.
    I gadanie o tym, że prywatna służba zdrowia spowoduje jakiś powrót do średniowiecza – jest IMHO śmieszne.
    USA + Prywatne lecznictwo = co rok Nobel z medycyny ^ największa jakość usług medycznych ^ największa innowacyjność w leczeniu chorób ^ Lech Wałęsa wczepiający sobie bypassy.

  13. Erwin – dodaj do tego czekanie w kolejkach, traktowanie pacjenta jak psa i kilka innych features, o ktorych nie zawsze sie glosno mowi. Jestem za prywatyzacja, ale w USA czasami panuje taki burdel, ze szkoda gadac.

  14. D4rky – można wysnuć tezę, że popieranie państwowej służby zdrowia to odmiana sadomasochizmu 😉 To co wymieniłeś to czubek góry lodowej. Nasi szpitalni czynownicy oferują takie atrakcje jak zastrzyk z Pavulonu, zaszywanie chust w ciele, infekcja zarazkami gronkowca… Co kto lubi.

  15. Jeżeli zostanie obowiązkowa składka na NFZ, to będę pierwszym, który będzie krzyczał o sprywatyzowanie szpitali. Ale niestety debata toczy się nad prywatyzacją służby zdrowia, więc raczej będzie wariant ze zniesieniem składki.
    A pokaż mi prywatny ZOZ, który chciałby Cię leczyć za wysokość obecnej składki zdrowotnej, już nie mówiąc o ubezpieczycielu, który zaoferuje Ci w podobnych pieniądzach polisę na prywatne lecznictwo.
    Wszystko pięknie – konkurencja, spadek cen, sprawni menedżerowie, ale tu nie ma cudów – większy stosunek pobierających pieniądze z ubezpieczenia (czyli leczący się) do ilości ubezpieczonych to wyższa cena polisy. Cena usług medycznych może i przez ww. działania i z racji samego charakteru wolnego rynku się obniży, ale chyba nie chcesz powiedzieć, że za te same pieniądze, za które NFZ jadący po kosztach, a często dokładający do interesu (też z podatków, ale jednak), ktoś uleczy Cię jednakowo w prywatnym zakładzie? Bo to już szczyt naiwności.

  16. Erwin – nie musisz mi mowic o sluzbie zdrowia. Poszedlem z chorym gardlem, to zaczeli mnie leczyc na zatoki, z ktorymi problemow wczesniej nie mialem (mimo iz byly zawalone), przez co teraz jestem lepszy niz kogucik na dachu w wyczuwaniu zblizajacej sie pogody i regularnie miewam bolesne migreny. 5 tygodni kolejnych antybiotykow zrobilo mi salatke z ukladu odpornosciowego tak, ze przez dlugi czas mocniejszy wiaterek i bylem chory na 2-3 tygodnie (musialem zrezygnowac z Airsoftu), do tej pory zreszta nie mam takiego zdrowia jak kiedys. Moze moj przypadek tak hardkorowy jak to co opisales nie jest, ale tez fajne to to nie bylo 😐

  17. @Dandys – Nie dyskutujemy o prywatyzacji służby zdrowia. Tylko o prywatyzacji szpitali. A konkretnie oddaniu ich w ręce samorządów. Inne dyskusje mają w aktualnych realiach wymiar jedynie akademicki.
    ,,A pokaż mi prywatny ZOZ, który chciałby Cię leczyć za wysokość obecnej składki zdrowotnej” – no przecież wymieniałem Ci przychodnie i dentystów. Chcenie nie ma nic do tego. Kasa NFZ może nie jest bajeczna, ale zapewnia felczerom stały dochód.
    A co do polis, to ocierasz się o fantastykę. Zniesienie składek równa się wypuszczeniu na rynek 40 milionów podmiotów zdolnych do zawarcia umowy. I co? Myślisz, że tutaj mechanizm konkurencji nie zadziała? To spójrz co się dzieje w skali mikro z ubezpieczeniami samochodowymi. Link 4, Liberty Direct etc.

    D4rky – mój dziadek był przez rok w stanie agonalnym za sprawą konowałów i gronkowca. Na szczęście posmarowaliśmy gdzie trzeba i dziadek żyje i ma się dobrze. Znajomości też poskutkowały.
    Nie mówiąc już o wziątkach dla lekarzy, czy pielęgniarki, żeby zmieniła pieluchę nie raz dziennie, ale trzy.

    A teraz czeka mnie konsultacja w sprawie żylaków. Już się boję…

  18. Więc jeśli to będzie prywatyzacja szpitali – jestem za. Co do ubezpieczeń samochodowych, to akurat zły przykład. Ceny obniżyły się drastycznie tylko w bardzo popularnych przypadkach i o małym ryzyku, najlepiej to nowy samochód popularnej marki i często kupowany, a przy okazji zwyżki za byle co: a to kierowców uprawnionych do jazdy trzeba legitymować im, itp. Wszystko pozostałe jest droższe. Dobre to jest, jak jeździsz Skodą Octavią albo innym Passatem, i to najlepiej sam, mając powyżej 21 lat i z 10-letni staż za kółkiem (czytaj – posiadanie prawka).

  19. W „sprywatyzowane” przychodnie nie wierzę. Znam taką z autopsji. Znaczący udział samorządu powoduje, że prawie niczym nie różni się to od państwowego. Po pierwsze – pełno stanowisk dla nierobów obsadzonych z klucza samorządowego. Po drugie – pielęgniarki ulokowane w związkach zawodowych, siedzą tam jak na swoim. Na zabiegi wymagające tylko opieki pielęgniarek można sobie poczekać czasem i 30 minut. Oczywiście kolejki nie ma, ale pani Ania musi zjeść ciasto i pogadać o „M jak Miłość”.
    Do lekarzy mam szacunek. Zawsze siedzą w gabinetach i robią swoją robotę bez ściemy.
    Z resztą większość z nich to przedsiębiorcy. Niektórzy w tym samym budynku po dyżurze idą do prywatnego gabinetu, gdzie zazwyczaj czeka już na nich spora kolejka. Za wizytę około 50zł. Najśmieszniejsze, że prywatnie jest wyjątkowo uprzejmie. Sam się kiedyś zdziwiłem, słysząc lekarza rozmawiającego z pacje… klientem jak z przyjacielem (aż się samemu chce iść prywatnie, ale co zrobić jak choroby się nie imają).
    Istotna różnica w naszym MZOS jest w siedzibie głównej. Tam nawet pielęgniarki są znośne i dość uprzejme.
    Wcale nie twierdze, że jest rozpaczliwie źle. Jest lepiej, ale to jeszcze nie jest tak jak prywatnie.
    Co do prywatnych cen to nie jest źle – jak wcześniej wspomniałem 50zł za wizytę w gabinecie lekarza pierwszego kontaktu. U dentysty podstawa u nas 50 – 70zł. Za dość poważny kilku-wizytowy zabieg zapłaciłem kiedyś 250zł. Oczywiście takie usługi jak prostowanie mogą kosztować i 3000, po czym każda kolejna wizyta 100 za dokręcenie śrubki. Jednak w moim mieście ortodoncja to patologia, gdyż NFZ ustalił, że będzie dopłacał tylko do 2 gabinetów (tworzenie jawnego oligopolu). Mimo to zdarzyło się, że przyjechał do nich pacjent z Londynu bo za przelot + zabieg zapłacił mniej niż tam.
    Ok. To wszystko teraz. A w przyszłości ma powstać w Warszawie największy w polsce prywatny szpital. Ma leczyć pacjentów z funduszy NFZ i ma mieć podobno zyski (dacie wiarę?).
    Do Dandysa: Pan Janusz mówił zawsze, że ustroje padają tylko w wyniku bankructwa. Nikt nie chce oddać nikomu władzy do chwili ostateczności. Wywnioskowałem z tego, że lekarze chcą do takiego czegoś doprowadzić państwową służbę zdrowia.
    Z tego co słyszałem. To lokalni lekarze wszystko już mają podzielone i ustalone jak wykupią/wynajmą gabinety :). Tylko czekać aż runie.
    Aha jeszcze o zmartwieniach biednymi ludźmi. Dla większości stanięcie pod ścianą to motywacja do poszukania zarobku. Ale pod gabinetem o którym opowiadałem (prywatnym) często można spotkać starsze panie z synami – którzy to fundują im badania w dobrych, komfortowych warunkach.

  20. >To spójrz co się dzieje w skali mikro z
    >ubezpieczeniami samochodowymi. Link 4, Liberty
    >Direct etc.
    Człowiek to nie samochód. Niemal każdy ma jakąś chorobę przewlekłą albo defekt genetyczny, który albo już, albo niebawem się ujawni.

    Czekam na dzień, w którym nastąpi oświecenie liberalnych ciemniaków i zrozumieją nareszcie, że prawdziwa służba zdrowia to nie biznes typu kebab-gyros, tylko system, którego zadaniem jest poprawić poziom naszego życia.

    A to że jest kosztowny i nierzadko należy do niego dopłacać nie uznaję za nic szkodliwego, wręcz przeciwnie.

    >w przyszłości ma powstać w Warszawie największy
    >w polsce prywatny szpital. Ma leczyć pacjentów z
    >funduszy NFZ i ma mieć podobno zyski

    Zwolennikom prywatnych szpitali proponuję podliczyć ilość nie szpitali, ale oddziałów (kardiologia, chirurgia, itp) prywatnych. I wtedy zobaczymy, co się „opłaca”, a co nie – czyli na co ludzie mogą umrzeć, bo szkoda na to płacić.

Skomentuj Dandys Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.