“Fenomen” kart płatniczych

UWAGA! Ten wpis ma już 15 lat. Pewne stwierdzenia i poglądy w nim zawarte mogą być nieaktualne.

Zacząłem się ostatnio zastanawiać nad fenomenem wszelkich kart płatniczych. I nie jest to fenomen zasłyszany z mediów, bo bardzo wielu moich znajomych lub ludzi, których spotykam, płaci właśnie “kartą”. Tyle, że ja to niezbyt rozumiem, a raczej – nie widzę powodów, dlaczego ludzie świadomie wybierają płatność kartą zamiast gotówki.

Dlaczego? No właśnie – co w tym wygodnego? To, że nosimy plastik zamiast pliku banknotów + stosu monet? Bzdura. Gdy zdarzy nam się zgubić jakąś niedużą sumę, to po prostu – “mówi się trudno”. Co z kartą? Zaczyna się panika związana z blokowaniem karty i sprawdzaniem, czy czasem nie zbiednieliśmy przez ten czas. A jeśli odpowiedź na ostatnie pytanie brzmi “tak”, to uruchamiamy procedurę związaną z jej ubezpieczeniem.

Kolejna sprawa – opłata za kartę. Większość banków życzy sobie płacenia kilku złotych za samo posiadanie ważnej karty (czy to debetowej, czy kredytowej). Nie są to duże pieniądze, ale wydane na poczet pseudowygody.

Czas płatności – to denerwuje chyba nie tylko mnie. Kasa w markecie, 6-7 osób z niedużymi zakupami. Cztery z nich płacą kartą. I zaczyna się procedura praktycznie podwajająca czas stania przy kasie. Karta ląduje w terminalu, wpisywany jest kod lub składany podpis. Następuje oczekiwanie, kilkunastosekundowe. A czasem okazuje się też, że operacja się nie powiodła, i trzeba wykonać ją ponownie. Nie wspominam o skrajnych przypadkach, gdy terminal po prostu przestał działać i trzeba się nagle przenieść na sąsiednią kasę, itp. To jest ta wygoda? Gdy robię zakupy, mam w kieszeni jeden-dwa banknoty, po sczytaniu produktów po prostu płacę, biorę resztę i paragon, i uciekam. Płatność zajmuje dosłownie kilka sekund.

Co z dostępnością terminali? Wydaje mi się, że jest całkiem dobrze, jednak nadal jest wiele miejsc, w których płatność kartą jest po prostu śmiesznie rozwiązana lub jej tam nie uświadczymy. Mowa na przykład o Poczcie Polskiej albo kasach PKP. Śmieszą mnie sytuacje, w których człowiek pozbawiony gotówki próbuje gdzieś zapłacić kartą, a nie ma takiej możliwości, przez co zaczyna się szukanie bankomatu w okolicy (jak niedawno ktoś z Joggerowców podczas wypadu nad morze).

Poza tym są miejsca, w których za nic w świece kartą nie zapłacimy, przez co wypadałoby nosić przy sobie równolegle gotówkę. Tylko, czy to ma wtedy sens? Bynajmniej nie.

Czarę goryczy przelewają jeszcze prowizje za… płatności kartą. Tak, brzmi to dokładnie tak idiotycznie, jak w rzeczywistości jest: opłata za płacenie. Z tego, co wiem, banki nie pobierają prowizji za płatności spłacone w czasie kilkunastu dni, co nie zmienia faktu, że roczne korzystanie z karty nadal kosztuje kilkadziesiąt złotych.

Całą tą modę na karty tłumaczę sobie jednym – genialną propagandą banków. Naprawdę trzeba bić pokłony przed ludźmi, dla których wygodniej i taniej jest dokonywać płatności bezgotówkowych (chodzi o te dokonywane między instytucjami bankowymi), a którzy dodatkowo potrafili wpoić ludowi, że karta jest lepsza od gotówki, i to jednoznacznie, w każdym wypadku.

Dlatego ja nadal będę korzystał z mojej debetówki do wybierania gotówki z bankomatów, oraz unikał kredytówek jak ognia.

55 komentarzy do ““Fenomen” kart płatniczych”

  1. 1. Jak zgubię kartę to nie panikuję, bo nikt poza mną nie zna PINu. Przy najbliższej okazji zablokuję dostęp z komórki (telefon, SMS lub blokada on-line) lub odwiedzę najbliższy oddział swojego banku.

    2. Jak mnie łysy napadnie to wytarga wszystko, co się świeci lub szeleści w portfelu (monety, banknoty, a nawet zdjęcia). Do bankomatu mnie nie zaciągnie, bo są w strzeżonych miejscach i wszystkie mają kamery.

    3. Płacę kartą więcej niż 100 zł w miesiącu, mogę jej używać nieodpłatnie.

    4. Masz dobry bank, to masz dużą ilość bankomatów lub możesz korzystać z dowolnej sieci, bez ponoszenia kosztów prowizji.

  2. Problemem jest posiadanie w portfelu odpowiedniej gotówki. Mogę nie płacić kartą, ale wiąże się to z upierdliwością szukania bankomatu, żeby uzupełnić kasę w portfelu. Do tego dochodzi albo skrupulatne liczenie wartości zakupów w sklepie (żeby przypadkiem nie przekroczyć zasobu pieniądza w portfelu), odmawianie sobie czegoś (bo nie wziąłem tyle kasy) albo noszenie przy sobie dużej kwoty.
    Płatność kartą jest szybsza niż odliczanie groszy spośród kilograma miedziaków, które kumulują się w portfelu przy płaceniu gotówką.

  3. 1. Zawsze mam drobne – kilkanaście złotych – w gotówce. Większe zakupy robię kartą, tak samo KFC czy inne “restauracje”. Za paliwo też płacę kartą.

    2. Zgubiłem kartę? Telefon do banku i po problemie. Na pewno w ciągu tych kilku godzin (skrajnie) złodziej brute-force’m nie wynajdzie PINu.

    3. W sklepie nie muszę przeglądać stosu groszówek i złotówek, by sprawdzić, czy kasjerka mnie nie oszukała (a czasem się to zdarza, że muszę poprosić o koretkę reszty). Poza tym, wszystko mam jak na ręce. Ile i kiedy wydałem.

    4. Kartę płatniczą mam w mBanku. Karta – za darmo. Płatność kartą przez terminal – za darmo. Wypłaty z bankomatów BZWBK, eCard itp. – za darmo. Płatność w internecie – za darmo.

    Mieszasz karty debetowe z kredytowymi i płatniczymi. Każda z nich działa w trochę inny sposób i jest przeznaczona do trochę innego zarządzania pieniędzmi. Zgodzę się, że korzystanie z opcji debetowej jak i kredytowej jest płatne, ale cóż – jeśli potrzebujemy pilnie coś kupić, a nie mamy odpowiedniej sumy na koncie, to dobrze skorzystać właśnie z karty kredytowej bądź debetowej. Kwotę z tej pierwszej spłacamy zwykle w czasie 7 dni, ta druga dobiera się do kredytu odnawialnego (oprocentowanego i płatnego) na koncie.

  4. Ja wcale nie noszę miedzi przy sobie. Zawsze np. banknot 100 zł “na wypadek wszelki” (gdyby stało się coś z samochodem, itp.) + 20 zł na jakieś wydatki, ewentualnie pojedyncze 2/5 zł. Resztę wydaną ze sklepu chowam do kieszeni i odkładam w domu na półkę, potem, jak się uzbiera na jakiś banknot, to zamieniam, i tak w kółko.

  5. dojeżdżam nad morze z Łodzi pociągiem do znajomych to nie muszę mieć ze sobą kasy tylko kartę, którą łatwo zablokować, a nie gotówkę której nigdy więcej nie zobaczę…

    koszty posiadania karty – tu widzę olbrzymią niespójność wypowiedzi… chodzi o “karty płatnicze”, kredytowe czy debetowe? Używasz trzech nazw oznaczających różne rzeczy. Ja mam płatniczą [bez debetów, kredytów w niej] i nie płacę nic za używanie, chyba że wypłacam z bankomatu innego banku – ale przy obecnej dostępności terminali płatniczych jest to bardzo sporadyczne.

    Poza tym jedno pytanie – Czujesz się bezpiecznie niosąc ze sobą grubą gotówkę by za coś zapłacić? Bo ja niosąc kartę tak się czuję.

  6. bo ja wiem… idziesz do sklepu dokonać dużego zakupu, bo ja wiem, lapka ci się zachciało i masz ze sobą ze 4 tysiące złotych. Wsiądziesz z nimi do autobusu i będziesz jechał na luzaku że gdzieś przypadkiem cię kieszonkowiec nie obrobi?

  7. Po takie rzeczy jadę samochodem. Już nie chodzi o gotówkę, bo niosąc ją w kieszeni nie masz wypisane na czole, że ją posiadasz. A niosąc laptopa w pudełku po ulicy albo jadąć z nim komunikacją miejską po prostu kusisz potencjalnych złodziei.

  8. @Dandys: Pojawia się inne pytanie… masz komórkę czy korzystasz z Telegrosika 😀 ? Rozpętałeś, niepotrzebną w sumie, burzę. Przecież cały świat (określając globalnie, metaforycznie) nie może się mylić, mówiąc, że korzystanie z karty płatniczej jest wygodniejsze.

  9. Mam komórkę, ale co to ma do rzeczy? Nie wiem, co myśli “cały świat”, interesuje mnie to, jak ja płacę. A w mojej sytuacji płacenie kartą wcale nie jest wygodne, a nawet wręcz odwrotnie.

  10. W swoim poglądzie napisałeś tak, jakbyśmy byli ciemnogrodem, który kuszony jest propagandą banku. A o co mi chodziło z komórką? Wiesz jak mnie wkurza jak ktoś rozmawia przez telefon nade mną w autobusie? Wiesz jak mnie wpienia stanie w kolejce w kiosku i kupowanie doładować. Parafrazując: Całą tę modę na komórki tłumaczę sobie jednym – genialną propagandą operatorów. A teraz z grubej rury, jak będziesz przeciwny korzystanie z truskawkowych chusteczek higienicznych, to też będziesz chciał za wszelką cenę udowodnić, że one niszczą naskórek na nosie, kosztują więcej i są dziełem satanistycznych producentów? Zacząłeś wpis o kartach płatniczych i chyba zabrakło Ci argumentów (już po tym dot. kolejki), bo zacząłeś objeżdżać karty kredytowe i debetowe. Jak to krzyczy głos w reklamie Play – NONSENS.

  11. Nie rozmawiam nad nikim przez komórkę w autobusie. Po prostu piszę, co mnie – jako “gotówkowca” denerwuje. A, i reklam też nie oglądam, więc ostatniego zdania nie rozumiem. 😉

  12. to jeszcze argument którego tu nie widzę czyli zakupy za granicą,
    mając kartę nie ma żadnego problemu, nie muszę mieć lokalnej waluty czy szukać banku/kantoru przed wyjazdem ani obliczać ile dokładnie jej potrzebuje

  13. Karta jest lepsza od gotówki ponieważ:

    Nie muszę się pieprzyć z drobniakami walającymi się po portfelu, albo nie daj Boże torebce, kiedy suwak portfela się odsunie.
    Nie muszę pamiętać o tym ile mam przy sobie gotówki – “Hm… Czy już nabrałam do koszyka rzeczy za 50zł, które mam w kieszeni, czy może jeszcze mogę sobie zafundować dodatkowego lizaka?”
    Nie muszę się martwić, że jak mnie okradną, to stracę jakiekolwiek pieniądze – dobre ubezpieczenie, nikt oprócz mnie nie zna mojego pinu, szybko i sprawnie da się kartę zablokować.

    A to, że płacenie kartą trwa dłużej niż gotówką, nie jest prawdą. Kasjerki zawsze, ale to zawsze pytają płacących gotówką: “A końcóweczka będzie?” i gość przede mną zaczyna wybierać te 3,24zł po jednym groszu i szlag mnie trafia w tej kolejce.

    Gotówka jest wygodniejsza od karty tylko i wyłącznie wtedy, kiedy chce się kupić rzeczy za mniej niż 10zł i sklepy nie chcą przyjmować kart, co swoją drogą jest totalną fanaberią nie popartą żadnymi argumentami ekonomicznymi, oprócz naciągania klienta na wydanie większych ilości pieniędzy, jeśli naprawdę chce zapłacić kartą.

  14. anoriell: z tym ostatnim argumentem że sklepy nie chcą przyjmować kart, i nie jest to zupełnie uzasadnione ekonomicznie to nie tak do końca
    obługa kart nie jest dla sklepu darmowa
    możliwość obsługi kart kosztuje, abonament, % od transakcji (od 1 do 4%), oraz koszt połączenia potrzebnego do autoryzacji
    przy niskiej kwocie transakcji sklep może do tego dopłacać

  15. Teraz doczytałem, że masz jednak debetówkę – dla mnie to absurd iść najpierw do bankomatu a potem płacić w sklepie gotówką, mimo, że można kartą.

  16. daromar: No zgadzam się, że sprzedawcy płacą za takie transakcje, ale 1% od złotówki, czy 1% od 10zł to ciągle jest jeden PROCENT, więc kwota w zasadzie nie jest istotna. Połączenie nie kosztuje go na pewno więcej niż 50gr, więc niechby i te płatnosci były od 2-3zł dozwolone, a nie od 10!

  17. Za kartą:
    1. Jeśli ukradną Ci gotówkę to na 100% złodziej ją wyda. Jeśli ukradnie kartę – nic na tym nie zyska.
    2. Nie mam pojęcia ile będę chciał wydać, a przecież nie będę nosił przy sobie całej posiadanej gotówki.
    3. Mogę wydać więcej niż mam (w przypadku kredytowej)
    4. Nie muszę co chwilę szukać bankomatu żeby wybrać kolejne 100 zł.
    5. Wyobrażasz sobie jak popularne byłyby napady gdyby każdy nosił przy sobie nadmiar gotówki? Chociaż po 500 czy 1000 zł. Z kartą nie ma sensu nosić w portfelu więcej niż 50 zł na piwo czy chusteczki.
    6. Nie mylą Ci się waluty, nie musisz szukać kantorów
    7. Nie muszę patrzeć na miny sprzedawców którym chcę zapłacić banknotem stuzłotowym w poniedziałek o 8 rano.
    8. Najważniejsze: nie chce mi się pamiętać o tym czy jeszcze mam gotówkę w portfelu czy już nie. Na dobrą sprawę, to wystarczy, żebym miał przy sobie dwa kawałki plastiku (kartę i prawko) oraz telefon i mogę spokojnie wstać i udać się gdziekolwiek.

  18. Marcin Kosedowski:
    1. Jeszcze nigdy mnie nie okradli, i raczej byłoby ciężko przy moim trybie życia i poruszania się po mieście.
    2. Raczej planuję wydatki, więc mnie to nie dotyczy.
    3. Unikam wszelkiego rodzaju pożyczek.
    4. Dużą część tzw. “wynagrodzenia” dostaję w gotówce, więc musiałbym raczej wpłacać (co robię, ale tylko z takim nadmiarem, którego nie będę musiał w najbliższym czasie wybierać).
    5. Pytanie tylko, kto nosi ze sobą codziennie 500 lub 1000 zł bez planu na wydanie ich w najbliższym czasie?
    6. Nie płacę w innych walutach, niż PLN.
    7. Zawsze płacę banknotami i nie ma problemu poza tą “miną”.
    8. Coś przejaskrawiasz. Po co prawko bez dowodu rejestracyjnego i policy OC?

  19. Prawko -> 1. jako dokument tożsamości ze zdjęciem, 2. jako przydatne gdy ktoś np zadzwoni z hasłem “wiesz co? złamałem nogę, nie podjechałbyś po moje auto?” lub dowolnej innej sytuacji gdy jedziesz z kimś?

  20. anoriell: no przecież w sklepach chcą mieć zysk 🙂 przy zakupie drożdżówki za 2 zł masz jakieś 2 gr opłaty za obsługę karty i powiedzmy 30 gorszy opłaty za połączenie, czyli razem 32 grosze no i zamiast zysku 50 groszy masz tylko 18, czyli zostaje nawet nie 40%
    przy większych kwotach ta opłata za połączenie staje się pomijalna ale przy niewielkich kwotach zaczyna mieć znaczenie, no i na koniec płacąc kartą zawsze wydadzą resztę a przy gotówce 🙂
    mnie to też czasami drażni ale tak do 10 zł to jeszcze to rozumiem,

  21. wikiyu: Z tego, co wiem, to nie ma obowiązku noszenia dowodu tożsamości. Już pomijając fakt, ze prawko takim dokumentem nie jest, bo nie ma na nim rubryki określającej płeć. 😉 I naprawdę częściej Wam się zdarzają wypadu typu: “weź mnie gdzieś podwieź” niż konieczność użycia gotówki?

  22. wiesz co? obowiązku może nie ma, ale przydaje się go mieć jak np zasłabniesz na ulicy.
    no cóż… gotówkę używam coraz rzadziej więc… poczekaj jeszcze trochę czasu 😛

  23. Moim zdaniem jedną z największych zalet kart jest brak wydawania reszty. Wygodnie dla sprzedawcy, dla kupującego, w sumie też (szczególnie, gdy nie ma określonego miejsca, w którym trzyma monety i w związku z tym łatwo je gubi). Często brak reszty przyspiesza całą transakcję.

  24. Co do kosztów sklepu – obsługa gotówki też kosztuje, pomijając minisklep, gdzie sprzedaje właściciel i wszystkie rozliczenia zostają u niego, we wszelkich innych sklepach trzeba najpierw jakąś gotówkę w kasie umieścić (do wydawania reszty), potem rozliczyć, potem zawieźć do banku czy w jakiekolwiek inne miejsce, gdzie będzie przechowywana, etc, a to też kosztuje – choćby czas (a jak wiadomo, czas to pieniądz). W jakimś zestawieniu (nie, nie znajdę tego, niestety) porównywano koszty obsługi poszczególnych sposobów płatności w sklepach, dla gotówki było to ok. 3%.

  25. >1. Jeszcze nigdy mnie nie okradli, i raczej byłoby ciężko przy moim trybie życia i >poruszania się po mieście.
    To, że nie okradli nigdy nie znaczy, że tego nie zrobią. Auto się popsuje, dwa tygodnie u mechanika a chuliganowi wystarczy 10 minut ;-). I o! Po pięniążkach!
    Nie rozumiem tego narzekania na karty płatnicze. JEST to wygodniejsze, szybsze i bezpieczniejsze. Szukasz dziury w całym po ciężkim dniu coś czuję ;-).

  26. Coraz częściej w sklepach jest łącze internetowe co pozwala właścicielowi sklepu zminimalizować wydatki związane z obsługą kart.

  27. Dandys: Jedno mnie fascynuje – jak to jest, że pomstujesz na płatności kartą, bo korzystanie z karty kosztuje… sam jednocześnie płacąc tę samą kwotę za kartę (debetową) i za każdym razem naginasz do bankomatu? 😉

  28. Dandys:
    1. Czyli istnieją darmowe karty płatnicze jednak, mimo że Twój tekst sugeruje coś zupełnie przeciwnego… 🙂

    2. A te mniejsze pieniądze się same w kieszeni pojawiają? 😉

  29. sharnik:
    1. Ale ja mam konto w “niepoważnym banku internetowym”.
    2. Same nie, trochę trzeba im pomóc. Trochę wyżej pisałem, że większą część “wynagrodzenia” odbieram w gotówce. Dopiero jakieś większe “nadmiary” wpłacam na konto, żeby sobie leżały, i wybieram, w razie większych wydatków.

  30. Wolę lekkie, darmowe karty, niż portfel wypchany monetami, gromadzące się z czasem stosy drobniaków, których nie idzie wydać (nie lubię blokować kasy na 5 minut tylko po to, by odliczyć te 38gr końcówki i pozbyć się miedzi z portfela).

    No i bezpieczeństwo. Gotówka to najwygodniejszy towar dla złodzieja, bo nawet paser nie jest potrzebny. Karta to bezużyteczny plastik (a nawet jeśli gdzieś mu ją zaakceptują, to ja dostanę zwrot kasy).

    Jasne, że są miejsca, gdzie karty nie użyjesz, ale argumentacja z PKP czy nawalającymi terminalami w marketach to argumentacja typu “ubikacje są do kitu, bo w czasem nie ma w nich papieru, albo kible są zasrane (np. na dworcach!). To wszystko propaganda producentów sedesów, bo przecież normalny człowiek woli się na świeżym powietrzu liśćmi podcierać” 😉

    Mam debetówkę w jednym banku, kredytówkę w innym. Płacę kredytówką gdzie tylko mogę (w końcu to darmowa pożyczka na ~miesiąc — spłacam w terminie, więc nie płacę żadnych odsetek, a dodatkowo jeszcze 1% cashbacku od każdej operacji mi się zbiera). Tam, gdzie kredytówka obarczona jest dodatkowymi opłatami, używam debetówki. Po gotówkę sięgam w ostateczności — np. w miejscach, gdzie nie ufam obsłudze (np. nie mają przenośnych terminali). W portfelu noszę minimalną ilość gotówki.

    Dodatkowo karta może być świetna do płacenia znacznych sum (nienawidzę nosić ze sobą większej gotówki, boję się że ktoś mnie skroi) i wyjazdów zagranicznych (znowu, strach przed noszeniem gotówki, odpada problem z zakupem odpowiedniej ilości obcej waluty, a prowizje wcale nie muszą być zabójcze).

    Gotówka jest prostsza o tyle, że nie wymaga takiej dyscypliny i świadomości pewnych mechanizmów. Wiadomo, debetówką można sobie nabić kosztów, a żyjąc ponad stan można wpakować się w spłacanie jednej kredytówki drugą. Ale że nigdy nie miałem problemów z oszacowaniem “czy mogę sobie na to pozwolić w tym miesiącu?”, i że znam z grubsza wysokość swoich regularnych wydatków/stanu konta/obciążeń, to karty są fajniejsze.

    PS. No i zakupy przez internet! Kredytówka podpięta do paypal/google checkout/amazon/ebay/steam/tesco online/steam/inne usługi…

    PPS. Patrzę z perspektywy emigranta, ale w Polsce jest bardzo podobnie (może zakupy online trochę kuleją) — chyba nawet cashback można w marketach dostać, prawda? Parę wypraw do bankomatu mniej…

  31. Dandys, mówisz o wadach kart, ale o zaletach (których jest znacznie więcej) nie wspominasz. poprzednicy powiedzieli już wszystko. twoje argumenty są bardzo skrajne.

  32. No więc trudna sprawa, bo wypłatę dostaję na konto, a nie do ręki. Poza tym nie noszę przy sobie więcej niż 100 złotych w gotówce, a większe zakupy w markecie to minimum dwa razy tyle. Nie wiem czy tak trudno zrozumieć, że skoro i tak przed każdymi zakupami miałbym odwiedzić bankomat, to wolę po prostu podać kartę w kasie. O fakcie śledzenia gdzie i ile zapłaciłem na kilka miesięcy wstecz nie wspominam, bo przecież to trywiał. Z gotówką nigdy nie wiesz, gdzie co uciekło, z kartą wszystko zostaje ad acta.

    W UK w ogóle nie oglądałem gotówki, wszystko chip&pin.

  33. @Hoppke: “Karta to bezużyteczny plastik (a nawet jeśli gdzieś mu ją zaakceptują, to ja dostanę zwrot kasy)”

    Nie jest tak różowo. Jeśli masz kartę, w której transakcje autoryzujesz podpisem, to żeby ubiegać się o zwrot kasy, to musisz najpierw udowodnić, że podpis na karcie był inny niż podpis na świstku z transakcji. A trochę ciężko będzie Ci to udowodnić, jeśli kartę masz ukradzioną. Niejedna osoba się zdziwiła takim przypadkiem.

  34. @Anoriell: Nie, ponieważ warunkiem zwrócenia kasy jest stwierdzenie winy sprzedawcy, który sprzedał towar mając inny podpis na karcie, a inny na świstku. A nie udowodnisz, że na karcie miałeś podpis jak wzór w banku, bo nie masz karty. Spokojnie odwalą reklamację mówiąc, że na świstku był taki sam podpis jak na karcie.

  35. Brzmi trochę jak jakaś urban legend… przecież piłeczkę da się spokojnie odbić żądając porównania ostatniego paragonu z poprzednimi…

  36. Hoppke: Bo to jest urban legend 😉
    Bierzesz pierwszego z brzegu grafologa, który stwierdza, że podpis na paragonie sprzedawcy nie jest twój i po sprawie.

  37. Karty z podpisem dla właściciela są jeszcze wygodniejsze, właśnie z tego powodu – jeśli mu ją ukradną i ktoś zrobi zakupy, korzystając ze złego podpisu, to przecież, jak zauważono, ten paragon zostaje w sklepie. Nie jest wielkim problemem, że tak się nie mógł podpisać właściciel.
    @Draakhan: wymyślasz problemy tam, gdzie ich nie ma.

  38. Nie życzę Wam, żebyście przekonali się o prawdziwości tej “urban legend”.

    Jeszcze raz. Warunkiem przyjęcia reklamacji transakcji jest udowodnienie, że sprzedawca mógł stwierdzić różnicę w podpisach. Argument z porównaniem podpisów z poprzednich paragonów można bardzo obalić stwierdzeniem “A jaką mamy pewność, że tamte podpisy są zgodne z podpisem na ukradzionej karcie?”

    Jeśli zaś różnicę w podpisach może stwierdzić jedynie grafolog, a nie widać jej na pierwszy rzut oka, to życzę powodzenia w udowadnianiu winy sprzedawcy i wymagania od niego wiedzy grafologa przy ladzie sklepowej.

    Oczywiście, można zaklinać rzeczywistość i twierdzić, że coś jest urban legend. Można też iść na drogę cywilnego procesu z bankiem, sklepem, który autoryzował transakcję i wtedy wyciągać grafologów i inne ciekawe rzeczy bez gwarancji, że uda nam się proces wygrać. Oczywiście, wszyscy zdajemy sobie sprawę ile czasu zajmują rozprawy i jakie są koszty przegranego procesu.

    Można też przeczytać sobie taki kawałek z regulaminu np. mBanku:

    “Złożenie przez Posiadacza lub Użytkownika podpisu innego niż podpis na karcie nie zwalnia Posiadacza z odpowiedzialności prawnej i finansowej za dokonana transakcje.”

    Przy takim zapisie, w razie utraty karty, życie staje się dopiero ciekawe :).

    Można też podejść rozsądnie i na koncie skojarzonym z jakąkolwiek kartą trzymać max 200 złotych, których ewentualna utrata nie będzie aż tak boleć, a całą resztę kasy trzymać na koncie nieskojarzonym z żadną kartą i przelewać na konto “karciane” tyle ile się potrzebuje danego dnia.

  39. Draakhan: Primo, ten przytoczony przez Ciebie kawałek regulaminu oznacza mniej więcej tyle – jeżeli kupiłeś sobie telewizor i podpisałeś się inaczej niż zwykle, to i tak za niego zapłacisz.

    Secundo, w np. Inteligo takich zapisów nie ma.

    Tertio, sprzedawca nie musi być grafologiem. Wystarczy, że w razie wątpliwości poprosi o wylegitymowanie się osobę posługującą się kartą. Ma takie prawo i może dla własnego chronienia dupy z niego korzystać.

  40. @sharnik: Ad. Primo: Oczywiście, główny cel jest taki jak napisałeś. Natomiast nie jest trudno domyślić się do czego jeszcze może posłużyć ten zapis.

    Ad. Tertio: Bardzo dobrze napisałeś – może, nie musi. Może, jeśli podpis budzi uzasadnione wątpliwości.

    BTW i offtopicznie – ile razy spotkałeś się ze sprzedawcą, który poprosił Cię o dowód? Ja ani razu. Korzystam z kart od kilku lat, kilka razy w tygodniu. Czasem lubię sobie sprawdzać sprzedawców podpisując się inaczej niż na karcie. Nikt się jeszcze podpisu nie uczepił, nie mówiąc o sprawdzaniu dowodu. Dlaczego? Dlatego, że osób stojących za ladą właściciele sklepów jakoś szczególnie mocno nie uświadamiają, bo wiedzą, że w razie czego i tak się wykpią.

    A żeby nie było, że uprawiam totalne czarnowidztwo, to na pocieszenie informacja, że niektóre banki wliczają sobie zwracanie niewielkich ukradzionych w ten sposób kwot w koszty (za które płacą oczywiście klienci) – w takich bankach, rzeczywiście raczej bez problemu idzie odzyskać kasę. Są też banki, które dbają o klienta i przy wydawaniu karty każą podpisać się na miejscu na karcie, po czym podpisaną kartę kserują obustronnie i wpinają do akt danego delikwenta razem z podpisem pracownika banku poświadczającym zgodność ksera z oryginałem. Jak taki delikwent później przyjdzie po zwrot kasy, to tym kserem ułatwiają mu życie w sporach ze sprzedawcami.

  41. Primo, nie może. Są użyte pojecie „Posiadacz” i „Użytkownik”.
    Tertio, oczywiście, że nie musi. Jeśli nie skorzysta, to już problem sklepu, że dokonał nieautoryzowanej transakcji kartą.

  42. “Argument z porównaniem podpisów z poprzednich paragonów można bardzo obalić stwierdzeniem “A jaką mamy pewność, że tamte podpisy są zgodne z podpisem na ukradzionej karcie?””

    Nikt tak nie powie, bo to idiotyzm (wszyscy poprzedni kasjerzy, poza tym ostatnim, musieliby popełnić błąd). To jedyne wytłumaczenie.

  43. Kartu obecnie wydawane, szczególnie te debetowe są niskiej jakości. Pasek z podpisem szybko się ściera tak samo jak i numer karty – ten temat kiedyś poruszył u siebie Piotr Konieczny. Dlatego też uważam że te z podpisem powinny odejść do lamusa. Każdy podpis złożony często na niewielkiej powierzchni boxu kasowego jest różny od tego na karcie. Poza tym 90% kasjerów nie sprawdzapodpisu – ba, ja często kupuję kartą mojej żony i nie wzbudza to żadnych sprzeciwów że na karcie imię jest żeńskie.

  44. Niektórzy zamiast podpisu wpisują ,,See ID”. W założeniu sprawdzenie takiej karty ma polegać na sprawdzeniu dokuemntu tożsamości okazicielia i porównaniu nazwisk na obudwy dokumentach. Jednakże co najmniej Visa i MasterCard nie uznają tak opisanej karty za ważną.

Skomentuj tiraeth Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.