Pytania

UWAGA! Ten wpis ma już 15 lat. Pewne stwierdzenia i poglądy w nim zawarte mogą być nieaktualne.

Wczoraj trafiłem na sondaż, w którym PiS przegrywa z PO zaledwie sześcioma punktami procentowymi, co jest wynikiem dość „zdumiewającym” przeciętnego odbiorcę mediów. Sondaż ten został wykonany na zlecenie TVN – przekornie więc zacząłem się zastanawiać, o co chodzi. I przypomniałem sobie podobną sytuację z poprzednich wyborów prezydenckich (być może ktoś je jeszcze pamięta). Jest to standardowa zagrywka mediów, gdy szacują, że różnica poparcia między naszą kochaną Platformą Obywatelską jest niebezpiecznie mała w stosunku do PiS-u (albo nawet ten pierwszy delikatnie wygrywa). Wtedy robi się to, co mogliśmy zobaczyć we wczorajszych „Faktach” – zwarcie szyków elektoratu PO przez „postraszenie” ich realną szansą na wygraną PiS-u. Jednak ostatnie sondaże dotyczą przecież poparcia dla partii politycznych, nie zaś dla kandydatów na prezydenta poszczególnych partii. Moim zdaniem, zastosowano pewne „przesunięcie”. Bo kto uważa, że PiS naprawdę osiągnąłby choć zbliżony wynik w wyborach parlamentarnych do tego podanego przez TVN?

Za to wynik wyborów prezydenckich nie jest już tak pewny. Uśpiony elektorat PiS-u został zmobilizowany jak nigdy, co w konfrontacji ze słabym kandydatem PO „napawa strachem” włodarzy tej partii (i media widocznie też).

Dlaczego więc sondaże są niemal dokładnie odwrotne? Ukazują niemożliwy niemal sukces PiS-u w wyborach parlamentarnych oraz znikome szanse na prezydenturę Jarosława Kaczyńskiego (według sondażu, JK otrzymałby trochę ponad połowę głosów Komorowskiego). Dla mnie pytanie z początku tego akapitu jest retoryczne – w końcu skoro „nastroje społeczne” nie pozwalają na merytoryczną czy niemerytoryczną debatę, to trzeba się ratować innymi sposobami.

PS: Jarosław Kaczyński będzie kandydatem PiS-u na prezydenta. Wiem, że oficjalna decyzja dopiero w poniedziałek, jednak na dzień dzisiejszy moje źródła się nie mylą. I nie sądzę, by przez weekend się to zmieniło, chyba, że zdarzy się jeszcze coś złego.

Heat of the moment

Jest już po oficjalnej żałobie narodowej, podczas której lały się krokodyle łzy polityków oraz dziennikarzy po utracie naszego prezydenta. Pisząc „naszego”, mam na myśli oczywiście sytuację od dnia 10.04.2010, kiedy to – pośmiertnie – społeczeństwo medialne oraz same media mianowały Lecha Kaczyńskiego prezydentem RP, a nie – jak było wcześniej – prezydentem PiS-u.

UWAGA! Ten wpis ma już 15 lat. Pewne stwierdzenia i poglądy w nim zawarte mogą być nieaktualne.

Jest już po oficjalnej żałobie narodowej, podczas której lały się krokodyle łzy polityków oraz dziennikarzy po utracie naszego prezydenta. Pisząc „naszego”, mam na myśli oczywiście sytuację od dnia 10.04.2010, kiedy to – pośmiertnie – społeczeństwo medialne oraz same media mianowały Lecha Kaczyńskiego prezydentem RP, a nie – jak było wcześniej – prezydentem PiS-u.

Gdy dowiedziałem się o katastrofie prezydenckiego samolotu, myślałem, że to jakiś wyjątkowo niesmaczny żart. Krótka wizyta na portalach informacyjnych szybko wyprowadziła mnie jednak z błędu – coś się stało, do tego bardzo poważnego, ale mało kto wiedział wtedy, co dokładnie. Niecałe 2 godziny później wszystko było już jasne – rozbił się prezydencki Tu-154M – zginęły wszystkie osoby znajdujące się na pokładzie. Szok – albo jak to się mówiło często w ostatnim tygodniu: „sytuacja bez precedensu”.

Po lekkim ochłonięciu, zacząłem się zastanawiać, jak w tej sytuacji możliwe będą w ogóle spory polityczne i przyspieszona kampania wyborcza. Nie mieściło mi się to w głowie. I tak żyłem bodajże do wtorku.

Show hipokryzji – tylko tak można nazwać reakcje większości polityków i dziennikarzy na żałobę w naszym kraju. Gdy zobaczyłem rozpaczania polityków najbardziej zajadłych w stosunku do Lecha Kaczyńskiego za jego życia, a także płacz Moniki Olejnik i redaktorów „Szkła kontaktowego” wiedziałem już, że niebawem całe to (jeszcze dość prawdziwe) zjednoczenie Polaków się rozsypie. I tak się zresztą stało, o czym można poczytać dokładniej u Piechuły. Pomijam już „spontaniczne” protesty, o których pisze autor ww. wpisu, bo najbardziej zaskakują mnie osobiste protesty znajomych lub osób, na których blogi się natknąłem, a którzy nie mają bladego pojęcia o choćby jednej osobie pochowanej na Wawelu.

Wpis ten miał być czymś w stylu „przypominacza” o tym, jak w ostatnich latach „merytorycznie krytykowany” był śp. Lech Kaczyński przez tych, którym przez parę ostatnich dni z żalu spływał makijaż z twarzy. Przejdźmy więc do meritum.

Jedną z pierwszych reakcji na tragedię były słowa Lecha Wałęsy, dość wyważone, jak na niego. W zasadzie sam się zdziwiłem, bo Wałęsa wypowiedział się wtedy z wielką klasą. Ostatecznie jednak nie zawiódł swoich zwolenników – już w poniedziałek ogłosił (typowo dla siebie), że „wybacza wszystkim ofiarom i uznaje spory za niebyłe”. Moment przełomowy, bo właśnie przebaczenia ze strony Wałęsy potrzebowały zapewne ofiary jako przepustki u św. Piotra. Całość dopełnia jeszcze to, że nie podał ręki Jarosławowi Kaczyńskiemu na uroczystościach żałobnych, ale to już czepialstwo.

A tutaj archiwalne nagrania nt. miłości Wałęsy do Kaczyńskich:

Kolejną postacią-legendą jest marszałek (a obecnie p.o. prezydent) Bronisław Komorowski. Również wygłaszał pompatyczne przemówienia nt. ofiar – również wobec Lecha Kaczyńskiego. Mając w pamięci doświadczenia z poprzednich incydentów, wyobraziłem sobie nawet ironiczny uśmiech marszałka, gdyby tragedia tragedią nie była, a skończyła się jedynie nieśmiertelnymi obrażeniami. Ale przecież gdybania nie lubię.

Jeżeli ktoś się bulwersuje, że Dandys znów pieprzy trzy po trzy, to częstuję cytatami:

Jest pytanie o znaczenie pecha w polityce, gdyż rzeczywiście pan prezydent Kaczyński ma pecha, to widać, że ma pecha. Kolejne wizyty, i coś tam szwankuje

I jeszcze mój faworyt wśród cytatów Komorowskiego:

Jaka wizyta, taki zamach. No bo z 30 metrów nie trafić w samochód, to trzeba ślepego snajpera, więc raczej wygląda to na coś niepoważnego.

Cóż, panie Marszałku – tym razem już się udało!

Rozpacza też kilku innych posłów, na przykład Radosław Sikorski, Stefan Niesiołowski czy Kazimierz Kutz (!). Oto antyczne cytaty z ww.:

Radosław Sikorski

Można być prezydentem, ale można też być chamem.

Stefan Niesiołowski

Lech Kaczyński potrzebuje kuracji, która doprowadzi jego system nerwowy do porządku. Pytanie, czy to chwilowa zapaść, nerwica czy trwałe uszkodzenie, które wcześniej czy później skończy na komisji lekarskiej.

Oczywiście, poza politykami, na wysokości zadania stanęły media. Cały tydzień mogliśmy oglądać niekończące się newsy. Żałobą przejął się też TVN – a jakże. Jednak widok żałobnego „Szkła kontaktowego”, w którym wspominają prezydenta panowie prowadzący, jest tak żałosny, że ciężko to opisać słowami. Zwłaszcza, że to Ci prowadzący od tygodniowych podśmiechujek z „Borubara” i kilkumiesięcznego spektaklu pt. „Co słychać u Irasiada?”. Nie można też zapomnieć o Monice Olejnik, która nie pozwoliła na krytykę własnej osoby przez Pawła Kowala (przy okazji przesłuchania wywiadu). W końcu płakała już na wizji, więc nikt nie ma moralnego prawa powiedzieć o niej złego słowa w sprawie smoleńskiej.

Teraz pozostaje czekać na jakiekolwiek konkretne informacje ws. przyczyny katastrofy prezydenckiego samolotu. Nie będę nic teraz o tym pisał, bo pogłosek i tez jest tak dużo, że nie ma to najmniejszego sensu. Ale bawią mnie zarówno Ci, którzy już twierdzą, że to zamach, jak i Ci, którzy 20 minut po katastrofie uznali, że to wina mgły.