„Nowy” film ze Smoleńska

UWAGA! Ten wpis ma już 14 lat. Pewne stwierdzenia i poglądy w nim zawarte mogą być nieaktualne.

Parę dni temu na YouTube trafił film, który został tam pierwotnie umieszczony kilka godzin po katastrofie. Wtedy został on jednak usunięty, by powrócić właśnie 15 lutego 2011.

Jak można zauważyć, film został nakręcony w podobnym czasie, co inny, najpopularniejszy film ze Smoleńska. Świadczą o tym te same dźwięki syren służb, głosy i… strzały.

Film został ucięty chwilę po dźwięku strzału. Takiego samego, który słychać również (jednak w większej ilości) na linkowanym wyżej nagraniu. Autor uspokaja, że całość nagrania miała zostać zaprezentowana w sejmie, co jednak nie dostarcza wyjaśnienia, dlaczego nagranie w internecie zostało potraktowane „cyfrowymi nożycami”, i to w tak perfidnym momencie.

Nagranie to przynosi również ukojenie dla spiskofobów. Słychać na nim bowiem, że głosy wcześniej interpretowane na wszystkie możliwe sposoby (np. „ubijaj tuda”) były jedynie krzykami służb na miejscu zdarzenia wobec gapiów wkraczających na jego teren. Podobnie sprawa ma się z rzekomymi śmiechami – to po prostu nałożenie się kilku takich krótkich krzyków. Pod tym względem nagranie wiele więc tłumaczy. A że jest dostępne publicznie, uspokaja osoby, które wcześniej źle rozumiały padające tam słowa, a także pozwala rozluźnić szczęki tym internautom, którzy znają przyczyny katastrofy już od 10 kwietnia 2010 r., a konkretniej – od godziny 8:51. Chciałbym im przy okazji przekazać wyrazy zrozumienia – nie martwcie się, prawda sama się obroni i już niedługo, przy okazji publikacji polskiego raportu, wszyscy przekonają się o tym, że wszystkiemu winny był szeroko rozumiany PiS, a już na pewno – Kaczory!

Niezaprzeczalnym faktem widocznym na dwóch ww. filmach jest występowanie w momencie nagrywania mgły. Czy jest ona faktycznie tak gęsta, jak jest to często opisywane? Nie sądzę, ale z doświadczenia wiem, że na filmach tej jakości zawsze mgła wydaje się być mniejsza, niż widziana oczami obserwatora. Sprawą zaś sporną jest ogień – na popularnym filmie jest go całkiem sporo, na filmie red. Wiśniewskiego (oraz zgodnie z jego wypowiedziami) – jest w zasadzie tylko trochę dymu. Jest to jednak oczywiste, ponieważ obydwaj operatorzy znajdowali się w różnych miejscach katastrofy.

Na filmie widać jeszcze, że red. Wiśniewski przywłaszczył sobie kawałek pokrycia samolotu, jednak był to na pewno ostatnia wyniesiona stamtąd część samolotu – cały teren katastrofy został później przekopany na metr w dół w poszukiwaniu kawałków samolotu i wszystkiego, co z katastrofą było związane.

Pozostaje więc czekać na pełne, niepocięte nagranie autorstwa Sławomira Wiśniewskiego. A może nawet – z okazji zbliżającej się rocznicy – kolejne filmy? Raportu się raczej nie doczekamy, chyba, że napiszemy go sami i uwzględnimy wyniki w czasie wyborów parlamentarnych.

Koalicje

UWAGA! Ten wpis ma już 14 lat. Pewne stwierdzenia i poglądy w nim zawarte mogą być nieaktualne.

W mediach przedwyborczym tematem nr 1 są wszelkie możliwe koalicje przyszłego rządu. Jest bowiem niemal pewne, że jeśli wygra PO, to z taką liczbą głosów, która – delikatnie mówiąc – nie pozwoli jej na samodzielne rządzenie. Trudno będzie również zbudować koalicję. O ile PSL jest raczej pewnym kandydatem na koalicjanta, to nadal – wraz z prognozowanym poparciem dla PO – zbiorą razem około 35% głosów. Przewidywane jest więc zbieranie tzw. politycznego planktonu, zaś śmiech PO z egzotycznej koalicji PiS-u, Samoobrony i LPR-u może nie być ostatnim.

Pierwszą rozpatrywaną przez media koalicją jest PO-SLD. Mimo faktycznych cech wspólnych nie sądzę jednak, by SLD – które pnie się ostatnio w górę – chciałoby zatrzymać wzrost swojego poparcia w tym momencie. O ile formalnie koalicja nie powstanie, to na pewno będzie zawiązywana przy szeregu ustaw. Już teraz bowiem widać umizgi prezydenta (tym razem jest to prezydent całego kraju, a nie tylko PO) wobec środowisk lewicowych.

Nie widzę też możliwości koalicji PO-PJN. Spora część programu tej drugiej skupia się na „testamencie politycznym” Lecha Kaczyńskiego. Wiadomo – Lech Kaczyński <-> PiS, więc wyklucza to możliwość koalicji i pozbawiłoby PO betonowej grupy elektoratu „wszystko, tylko nie PiS”.

Pozostaje więc zaproponowanie miejsc na własnych listach wyborczych partiom mniejszym, nieprzekraczającym progu wyborczego. Ma to o tyle PR-ową zaletę, że w przypadku wejścia do parlamentu posłów z innych partii pod szyldem PO ta mogłaby rozgłaszać wszem i wobec, że Polską nie rządzi już jedna partia, zaś na ręce patrzy jej cały wachlarz partii z różnych stron sceny politycznej.

I tutaj przejdę do meritum tego wpisu. Niepokoi mnie bowiem ostatnie zachowanie Janusza Korwin-Mikkego z UPR-WiP. O ile wcześniej mocno i zawsze kontestował działania miłościwie nam rządzącej partii, o tyle w ostatnich tygodniach zdecydowanie „zmiękł”. Oczywiście krytykuje nadal działania rządu, jednak kilka kwestii (np. ostatnie zmiany podatkowe) przemilczał. Czarę goryczy przelewają ostatnie wystąpienia w mediach. Na przykład to u Elizy Michalik w Superstacji:

Dziwne, nieprawdaż? Zwłaszcza pochlebne opinie o Bronisławie Komorowskim i wyraźna chęć odbycia długiej rozmowy politycznej z Donaldem Tuskiem. Jednak to nie wszystko. Widocznie delikatne aluzje są zbyt mało widoczne i niezrozumiałe dla elektoratu PO, toteż trzeba było uderzyć „z grubej rury”:

Oświadczenie to zostało opublikowane na kanałach powiązanych z UPR-em w dwóch wersjach: ośmiominutowej oraz krótszej – z samym sednem sprawy. Podejrzewam, że to drugie zostało wycięte na potrzeby łatwiejszego odbioru betonowego elektoratu PO („wszystko, tylko nie PiS”, tudzież: „głosuję na PO, bo to mniejsze zło”) oraz ewentualnie do pokazania w Faktach TVN-u. Takie oświadczenie z pewnością otwiera drogę JKM-owi na dwór PO. Tylko czy Janusz Korwin-Mikke jest naprawdę tak naiwny, że wierzy w nawrócenie PO na swoje liberalne praprzekonania? Wszystko okaże się, gdy kampania wyborcza nabierze rumieńców, a już na pewno – po wynikach wyborów parlamentarnych.