Parę dni temu na YouTube trafił film, który został tam pierwotnie umieszczony kilka godzin po katastrofie. Wtedy został on jednak usunięty, by powrócić właśnie 15 lutego 2011.
Jak można zauważyć, film został nakręcony w podobnym czasie, co inny, najpopularniejszy film ze Smoleńska. Świadczą o tym te same dźwięki syren służb, głosy i… strzały.
Film został ucięty chwilę po dźwięku strzału. Takiego samego, który słychać również (jednak w większej ilości) na linkowanym wyżej nagraniu. Autor uspokaja, że całość nagrania miała zostać zaprezentowana w sejmie, co jednak nie dostarcza wyjaśnienia, dlaczego nagranie w internecie zostało potraktowane “cyfrowymi nożycami”, i to w tak perfidnym momencie.
Nagranie to przynosi również ukojenie dla spiskofobów. Słychać na nim bowiem, że głosy wcześniej interpretowane na wszystkie możliwe sposoby (np. “ubijaj tuda”) były jedynie krzykami służb na miejscu zdarzenia wobec gapiów wkraczających na jego teren. Podobnie sprawa ma się z rzekomymi śmiechami – to po prostu nałożenie się kilku takich krótkich krzyków. Pod tym względem nagranie wiele więc tłumaczy. A że jest dostępne publicznie, uspokaja osoby, które wcześniej źle rozumiały padające tam słowa, a także pozwala rozluźnić szczęki tym internautom, którzy znają przyczyny katastrofy już od 10 kwietnia 2010 r., a konkretniej – od godziny 8:51. Chciałbym im przy okazji przekazać wyrazy zrozumienia – nie martwcie się, prawda sama się obroni i już niedługo, przy okazji publikacji polskiego raportu, wszyscy przekonają się o tym, że wszystkiemu winny był szeroko rozumiany PiS, a już na pewno – Kaczory!
Niezaprzeczalnym faktem widocznym na dwóch ww. filmach jest występowanie w momencie nagrywania mgły. Czy jest ona faktycznie tak gęsta, jak jest to często opisywane? Nie sądzę, ale z doświadczenia wiem, że na filmach tej jakości zawsze mgła wydaje się być mniejsza, niż widziana oczami obserwatora. Sprawą zaś sporną jest ogień – na popularnym filmie jest go całkiem sporo, na filmie red. Wiśniewskiego (oraz zgodnie z jego wypowiedziami) – jest w zasadzie tylko trochę dymu. Jest to jednak oczywiste, ponieważ obydwaj operatorzy znajdowali się w różnych miejscach katastrofy.
Na filmie widać jeszcze, że red. Wiśniewski przywłaszczył sobie kawałek pokrycia samolotu, jednak był to na pewno ostatnia wyniesiona stamtąd część samolotu – cały teren katastrofy został później przekopany na metr w dół w poszukiwaniu kawałków samolotu i wszystkiego, co z katastrofą było związane.
Pozostaje więc czekać na pełne, niepocięte nagranie autorstwa Sławomira Wiśniewskiego. A może nawet – z okazji zbliżającej się rocznicy – kolejne filmy? Raportu się raczej nie doczekamy, chyba, że napiszemy go sami i uwzględnimy wyniki w czasie wyborów parlamentarnych.