Gdzie te lamenty?

UWAGA! Ten wpis ma już 13 lat. Pewne stwierdzenia i poglądy w nim zawarte mogą być nieaktualne.

Prezydent Bronisław Komorowski ogłosił żałobę narodową. Strony internetowe powoli zaczynają się desaturować, media czekają na zwiększenie liczników, stan których na bieżąco raportują. I w zasadzie tyle.

Pamiętam żałoby podczas prezydentury ś.p. Lecha Kaczyńskiego. I fakt, że było ich dużo. Nie odstawały jednak od tej najnowszej liczbą ofiar. Ba – wydaje się, że katastrofa kolejowa w Szczekocinach będzie miała najmniej ofiar spośród zdarzeń „żałobnych”.

Zaskakuje mnie jednak ta cisza w mediach. Nie zająknęły się one ani przez chwilę na temat decyzji ws. ogłoszenia żałoby przez Komorowskiego. Krytykują ją jedynie „prawicowe oszołomy” na Frondzie, salonie24 i innych tego typu portalach.

Gdzie w tej krytyce jest mainstream? Podczas wszystkich żałób ogłoszonych przez Kaczyńskiego miałem do czynienia z natarczywą obstrukcją krytykanctwa. Dowiadywałem się wszystkich niezbędnych informacji: w jakich okolicznościach żałoba była ogłaszana w „normalnych czasach”, że jest nadużywana, że wykorzystuje się cierpienie rodzin zmarłych w celach politycznych, itp. Media spieszyły też ze statystykami – za każdym razem znałem liczbę minut trwania żałoby przypadających na jednego zmarłego. Wszystko to z właściwym zażenowaniem wobec postawy prezydenta.

Ostatnia tego typu żałoba – mimo, iż ogłoszona już przez następcę – również była wykpiona przez media i tzw. artystów. Tym razem kpina nie dotyczyła jednak strony decyzyjnej. Chodziło raczej o zmarłych. Media prezentowały dramatyczne słowa złotej młodzieży, która przez żałobę pozbawiona została sobotniej imprezy.

Tym razem jest już jednak normalnie. Rządzi nie tylko poprawny prezydent, ale i rządzący, którzy jeszcze parę lat temu przy każdym tragicznym wydarzeniu biegli natychmiast do mediów z apelem, aby nie wykorzystywać tragedii do celów politycznych. Coś z tych biegów jednak zostało, ponieważ Donald Tusk, który był jednym z „biegaczy”, pojawił się pierwszy na miejscu katastrofy, o czym można było usłyszeć w każdym serwisie informacyjnym. Wtórował mu również minister zdrowia, jednak nie na miejscu zdarzeniu, lecz w szpitalach, doglądając z kijem w ręku lekarzy zajmujących się poszkodowanymi.

Cały czas mam nadzieję, że obecna, skandaliczna sytuacja w mediach to wyłącznie wynik dnia wolnego od pracy, i że jutro pojawią się w pracy dziennikarze, którzy przywrócą dawne obyczaje. A jeśli nie, to może chociaż wytłumaczą narodowi charakter zmiany. No i powód, dla którego nastąpiła ona właśnie teraz.