UWAGA! Ten wpis ma już 16 lat. Pewne stwierdzenia i poglądy w nim zawarte mogą być nieaktualne.
Wiem, że wiele osób może się poczuć zniesmaczonych tytułem i samą nazwą Amaroka, jednak mimo wszystko pozwolę sobie go przedstawić. Choćby dlatego, że chciałem się podzielić radością z jego “odkrycia”. 🙂
Do tej pory używałem nieśmiertelnego XMMS-a. Trwało to kilka lat (około czterech), ponieważ towarzyszył mi jako “grajek” od początku mojej przygody z Linuksem – jeszcze od czasów SuSE 6. Jednak gdy ten ostatnio zaczął mi się wywalać na piosenkach z pewnej płyty zakodowanych w zmiennym bitrate, postanowiłem – na początku chwilowo – odpalić inny odtwarzacz, aby móc cieszyć się muzyką, z którą XMMS sobie nie radził.
Jedynym programem, który – poza XMMS-em – miałem zainstalowany na dysku, a który nadawałby się do odtwarzania MP3, był Amarok. Nigdy go nie używałem, jednak krążąca wśród “geeków” opinia, jakoby był on czymś w stylu IE na rynku odtwarzaczy skutecznie mnie od niego odrzucała. Jak się okazało – zupełnie niesłusznie.
Przywitał mnie kreator, dzięki któremu ustawiłem parę opcji, jak sposób wyświetlania czy lokalizacja mediów.
Gdy Amarok po raz pierwszy się uruchomił stwierdziłem, że nie jest brzydki z wyglądu. Jego główne okno bardzo przypadło mi do gustu.
Zawiera ono wszystko to, co potrzebne do sterowania odtwarzaniem utworów z listy. Informacje o wykonawcy, tytule, a nawet nazwie albumu, z którego dany utwór pochodzi, zawarte są na przewijającym się pasku. Można “przeciągnąć” z niego te informacje do dowolnego edytora lub pola tekstowego. Kilka wbudowanych graficznych analizatorów widma powoduje wrażenie braku monotonii. Po lewej informacje o czasie utworu, jego bitrate oraz częstotliwości próbkowania. Na dole suwak postępu odtwarzania ścieżki oraz przyciski do nawigacji.
Bardzo ucieszyła mnie możliwość potwarzania w pętli nie tylko listy utowrów, ale także bieżącej MP3. Nareszcie mogę słuchać w kółko jednego, świeżo zasłyszanego utworu, który ściągnąłem. Niby prosta rzecz, a jednak w XMMS musiałem ingerować, aby powrócić do utworu, nie usuwając jednocześnie pozostałych piosenek z listy odtwarzania.
Przy przełączaniu utworów w rogu ekranu pojawia się zgrabne powiadomienie o jego nazwie oraz czasie trwania. Można też ustawić czas przejścia jednego utworu w drugi zamiast domyślnej ciszy, co jest ciekawym efektem, a w XMMS-ie wymagało osobnej wtyczki.
Lista odtwarzania to prawdziwy kombajn do zarządzania naszą kolekcją. Wyświetlane są na niej wszystkie dodane przez nas utwory w przejrzystej tabeli podzielonej na kolumny. Po kliknięciu na dowolny utwór, pojawiają się dokładniejsze informacje o nim. Jest też miejsce na zdjęcie okładki płyty, z której pochodzi. Zdjęcie to możemy dodać z dysku lub zlecić AmaroKowi przeszukanie serwisu Amazon.com w celu jej znalezienia. To naprawdę działa!
Cały program nie zajmuje szufladki na pasku zadań, lecz chowa się w ładnej ikonie w zasobniku systemowym. Ikona ta “napełnia się” w miarę upływania czasu utworu. Miga też przy niej znacznik informujący o aktualnym stanie utworu (odtwarzanie, pauza, itp.).
Mogę polecić Amaroka każdemu. Naprawdę – warto się przełamać i choćby spróbować. Sam korzystam z wersji 1.1, której brakuje m.in. moduły efektów dźwiękowych oraz opcji wysyłania informacji o słuchanych utworach do profilu last.fm, dlatego nowa wersja może być jeszcze lepsza.
A Wy co sądzicie o tym odtwarzaczu? Mieliście z nim kiedyś do czynienia? A jeśli nie, to jakiego używacie? Zapraszam do komentowania!