Mandaty z fotoradarów od Straży Miejskiej

UWAGA! Ten wpis ma już 14 lat. Pewne stwierdzenia i poglądy w nim zawarte mogą być nieaktualne.

Dzisiaj Europejski Dzień Bez Samochodu, więc tym, którzy jeszcze nie wyruszyli w trasę, proponuję temat irytujący niemal każdego kierowcę – fotoradary.

Nie chcę się jednak wynurzać nt. słuszności ich stawiania, a opisać parę przydatnych kwestii w przypadku, gdy otrzymamy pocztą mandat od Straży Miejskiej lub Straży Gminnej. Otóż ww. organy specjalizują się ostatnio w reperowaniu budżetów gmin/miast. I o ile jeszcze jestem w stanie to przełknąć – gdyby fotoradary ustawiane były przez nich tak, żeby faktycznie spowolnić ruch – o tyle praktykom chowania się po krzakach i kamuflowaniu samych urządzeń jestem zdecydowanie przeciwny. A wystarczy odwiedzić chociażby YouTube:

Skoro mamy więc do czynienia z bucami, którzy nie tylko działają wątpliwie od strony ideowej, ale i – jak się okazuje – często łamią prawo, pasowałoby znaleźć na to sposób. Wysłuchałem parę audycji radiowych oraz przeczytałem ciekawe artykuły w internecie, z czego można wysnuć wiele wniosków i rad.

Oto kilka z nich:

  • Przede wszystkim – z tego, co się dowiedziałem, fotoradary używane przez SM są bardzo często wypożyczane. Jakie to ma znaczenie? Ano takie, że SM nie zawsze dysponuje od ręki tzw. świadectwem homologacji pierwotnej dla tych urządzeń. W efekcie – dosyłane są one wtedy po kilku tygodniach lub miesiącach. W takim przypadku zdjęcie z fotoradaru traci ważność, ponieważ – zgodnie z obowiązującymi przepisami – razem ze zdjęciem z fotoradaru musimy otrzymać także ww. certyfikat.
  • Niecały rok temu głośno było o finezyjnych sposobach ukrywania fotoradarów przez nieustraszonych strażników miejskich. Nawet niedaleko mnie, w Lublinie, straż miejska (lub policja, nie pamiętam) ukryła fotoradar w… koszu na śmieci. Powszechnie stosowane są też „wojskowe” siatki maskujące czy też farba w kolorze otoczenia. I przy tak ukrytym fotoradarze ważną dla ukaranego mandatem kierowcy jest fakt, że homologację musi posiadać nie tylko urządzenie, ale i stojak, którym jest podparte. I to daje nam możliwość do podważenia słuszności wystawienia mandatu tak „udekorowanym” fotoradarem.
  • Jedną z ważniejszych informacji w przypadku zrobienia zdjęcia przez fotoradar Straży Miejskiej jest fakt, że właściciel „złapanego” pojazdu nie ma obowiązku ujawniania, kto w momencie zrobienia zdjęcia prowadził samochód. Jeżeli więc zdjęcie jest niewyraźne, zrobione z tyłu, itp., to praktycznie oznacza, że nam się upiekło. SM wysyła wprawdzie tego typu zapytania, jednak w pełni świadomie możemy odmówić udzielenia tej informacji – obowiązek ten występuje bowiem wyłącznie w przypadku zapytania złożonego przez policję (wtedy – w przypadku braku informacji o prowadzącym – mandat otrzymuje właściciel pojazdu).
  • W Polsce wytoczono już kilka procesów właścicielom samochodów, którzy ww. informacji Straży Miejskiej nie udzielili. Konsekwencją poprzedniego punktu jest fakt, że powołanie się na odpowiednie przepisy umożliwia kasację takiego wyroku.
  • Kolejna informacja – w przypadku otrzymania niewyraźnego zdjęcia lub takiego, w którym po obróbce informacje ze zdjęcia są niejednoznaczne (np. numer rejestracyjny może być odczytany dwojako) można śmiało odmówić przyjęcia mandatu. Zdjęcie takie bowiem nie jest dowodem popełnienia wykroczenia drogowego, zaś odbiorca może poprosić o oryginał zdjęcia sprzed obróbki.
  • I ostatnia sprawa – jeżeli otrzymaliśmy zdjęcie, w którego kadrze znajdują się dwa samochody, to należy wiedzieć, że również jest ono nieważne.
  • Wniosków tych i rad nie ma wiele, jednak myślę, że warto mieć o nich świadomość w razie otrzymania zdjęcia od SM. Zwłaszcza, że radary reperujące budżet gmin stają się plagą.

    A teraz czas zatankować samochód i pójść się – zupełnie bezcelowo – przejechać.

Zadania maturalne z matematyki

UWAGA! Ten wpis ma już 17 lat. Pewne stwierdzenia i poglądy w nim zawarte mogą być nieaktualne.

W związku z gorączką przedmaturalną, w internecie pojawiają się rzekome przecieki maturalne. Jedne to jakieś zmyślone zadania, inne – to po prostu żarty oblepione Adsense’ami. Ja chciałem zamieścić to, co udało mi się uzbierać przed moją maturą (z roku 2007). Są to zadania głównie z poziomu rozszerzonego, chociaż kilka materiałów dotyczy też podstawowego. Dodam też, że są to wszystkie zadania maturalne z matematyki dostępne w internecie do kwietnia 2007 (przeszukiwałem kilkadziesiąt stron dla wielu zapytań Google). Dlatego w maju już mi się trochę nudziło. 😉

Rozwiązując te zadania zyskasz więcej, niż szukając przecieków maturalnych. 🙂 Jeżeli przydały Ci się te zadania, zwróć uwagę na reklamy na tej stronie. Możesz też przesłać link do tych zadań dalej.

A oto i one:

http://rapidshare.com/files/112491142/Zadania_z_matematyki-matura.zip

Dandys IM v0.1 :)

UWAGA! Ten wpis ma już 18 lat. Pewne stwierdzenia i poglądy w nim zawarte mogą być nieaktualne.

Ostatnimi czasy z nudów wziąłem się wreszcie za naukę socketów w C++. Miałem to już zrobić na początku maja, mam nawet wydrukowane samouczki, jednak myślę, że to właśnie one mnie do tego zniechęcały. A to nie był← pisane pod kątem C++, a to były zbyt obszerne i za dużo w nich było teorii. Dopiero kolejne poszukiwania (bodajże przedwczorajsze) naprowadziły mnie na właściwy trop. I tak oto, aby poznać sockety w praktyce, postanowiłem napisać sobie pseudokomunikator – Dandys IM. 😉

Póki co ma on tylko funkcję serwera (klienta mi się dopisać nie chciało, dlatego robi z niego teraz Telnet) i parę błędów (m.in. taki, że wiadomości pojawiają się czasem dopiero po wysłaniu wiadomości przez nas), ale mi to wystarczyło, żeby się przekonać, jak to fajnie, gdy mój pierwszy program z socketami potrafi porozumiewać się ze światem. 🙂

Niżej zamieszczam źródełko programu, jak komuś się chce, to wiadomo, co robić (nie wiadomo? no to: g++ socket_server.cpp -o socket_server). Jakby komuś się aż tak nudziło i poprawił buga, o którym pisałem, to proszę o kontakt.

I na koniec podziękowania dla testerów, których to często nękałem ostatnio:

Dzięki chłopaki za czas!

I oczywiście dokumenty, z których korzystałem przy nauce. Polecam ściągnięcie obydwu, wydrukowanie i parę godzin analizy.

 

Największe hity lat 80-tych

UWAGA! Ten wpis ma już 18 lat. Pewne stwierdzenia i poglądy w nim zawarte mogą być nieaktualne.

Muzyką z lat 80-tych interesuję się już przeszło 4 lata, chociaż jest to okres, w czasie którego stałem się świadomy swoich upodobań muzycznych, bo sama muzyka z tamtych lat grała mi w duszy niemal od urodzenia.

Z nudów postanowiłem więc przejrzeć moją kolekcję i wybrać kilkadziesiąt utworów, które – według mnie – tworzą esencję muzyki lat 80-tych (i początków 90-tych). Lista jest długa i posortowana według notowań, które na szybko przydzieliłem każdemu utworowi tej listy. Większość z nich pewnie każdy z Was zna lub gdzieś kiedyś słyszał. Problem może być z utworami oznaczonymi mniejszą liczbą gwiazdek od pięciu. Jednak każdy utwór z tej listy mogę z czystym sumieniem polecić każdemu, kogo kręci starsza muzyka, chociaż nie aż tak wiekowa, jak Rock&Rollowe kawałki lat 70-tych i szlagiery lat 60-tych.

Zaznaczam przy tym, że znajomość utworów oznaczonych maksymalnymi notowaniami na tej liście (5 gwiazdek) jest obowiązkowa!

A oto i lista:

Mercedes W123 vs Daewoo Tico

UWAGA! Ten wpis ma już 18 lat. Pewne stwierdzenia i poglądy w nim zawarte mogą być nieaktualne.

Dzisiaj – z braku zajęć i nadmiaru wolnego czasu – postanowiliśmy z kumplem porównać nasze samochody. Mój to Mercedes W123 (tzw. Beczka), jego – Daewoo Tico. Porobiliśmy trochę zdjęć, trochę się pośmialiśmy. A więc wyniki walki czas przedstawić!

1. Długość

Na początku ustawiliśmy samochody równo tylnymi zderzakami.


Po oględzinach przedniej części aut, efekt był porażający. Miejsce kierowcy było na poziomie mojej tylnej kanapy, zaś Tico kończyło się wraz z moimi przednimi drzwiami. 🙂



No cóż, głupi to test, ale czego się z nudów nie robi. ;] Czas na kolejny punkt porównania:

2. Wygląd zewnętrzny

Nic tak nie odda wyglądu samochodu jak zdjęcia. Oto i one:


Myślę, że jednak film ukazałby te samochody lepiej. Zaopatrzyłem się oczywiście w takowy:

Wynik to już subiektywna ocena każdego oglądającego – jedni lubią oldsmobile, drudzy świeże kompakty. 😉

3. Silnik

No dobra, ten punkt jest retoryczny. 3000 cm3 diesel vs 900 cm3 benzyna.




4. Wnętrze i ładowność

Jak wyżej.


Co do ładowności, to warto obejrzeć ten film:

5. Przyspieszenie i prędkość

W Beczce – niestety – nie jest dobrze ani z przyspieszeniem…

… ani z prędkością!

Podsumowanie

Podsumowania nie będzie, bo jest ono tak bezpodstawne w tym przypadku, jak bezpodstawnym był cały ten „test”. Jednak dobrą godzinę mieliśmy co robić, a to się liczy! 🙂

Gdyby kogoś interesowała zwrotność, to polecam obejrzeć filmy z jazd po łuku. ;D

Moje dokumenty z liceum

UWAGA! Ten wpis ma już 18 lat. Pewne stwierdzenia i poglądy w nim zawarte mogą być nieaktualne.

W tym wpisie umieszczam wszystkie dokumenty, jakie pozostały mi z liceum. Są to wszelkiego rodzaju streszczenia, referaty, ściągi, itp. Pogrupowałem je według przedmiotów i podlinkowałem do każdego dokumentu.

Uwaga! Dokumenty są zapisane w formacie OpenDocument, więc do ich otworzenia będziemy potrzebowali programu Writer z pakietu OpenOffice w wersji co najmniej 2.0.

Jeżeli skorzystałeś z któregoś z dokumentów, daj znać o tym fakcie poprzez dodanie komentarza do tego wątku.

Język polski:

Jak zrobić biodiesla?

UWAGA! Ten wpis ma już 18 lat. Pewne stwierdzenia i poglądy w nim zawarte mogą być nieaktualne.

Wpis ten będzie nietypowy, bowiem postaram się w nim dokładnie opisać, jak w prosty sposób uzyskać tańsze paliwo do silników wysokoprężnych – czyli popularnych diesli.

Biodiesel – bo tak nazywa się owo paliwo – to mówiąc dość ogólnie substytut oleju napędowego, składający się wyłącznie z oleju roślinnego bądź jego mieszanki z olejem napędowym. W zależności od typu biodiesla (B5, B20, B50, B100) zawartość oleju jest zróżnicowana. Współczynnik przy literce „B” w nazwie to procentowa zawartość oleju w danym gatunku biodiesla. I tak oto B5 to mieszanka składająca się z 5% oleju rzepakowego oraz 95% oleju napędowego – jest to potocznie nazywana „ropa”, którą tankujemy na każdej stacji (od paru lat istnieje obowiązek dodawania do paliwa tradycyjnego 5% biokomponentów). Z B20, B50 oraz B100 sprawa jest analogiczna.

W tym wpisie przedstawiam, jak uzyskać biodiesel B20. Dlaczego akurat ten? Spieszę z wyjaśnieniem. Po pierwsze, jest to paliwo bezpieczne dla większości silników. 20% oleju rzepakowego niemal całkowicie rozpuszcza się w ropie, przez co na dnie baku nie odkłada się osad, utrudniający późniejszy zapłon silnika. Po drugie, każda większa dawka powoduje dość dużo spalin przy rozruchu oraz rozgrzewaniu silnika do temperatury pracy. Taka ilość oleju w końcu nie powoduje rozpuszczania się uszczelek gumowych w silniku, co ma często miejsce przy tankowaniu samego oleju rzepakowego (OR).

Myślę, że te uwagi powinny przekonać osoby, które miały jeszcze pewne wątpliwości. W końcu nie przypadkiem to właśnie ten typ biodiesla jest sprzedawany w coraz większej liczbie stacji benzynowych jako substytut ropy. Warto też dodać, że jest to ostatni biodiesel, do którego nie jest wymagana przeróbka silnika na olej roślinny (poprzez zamontowanie specjalnej nagrzewnicy, osobnego baku na olej oraz drobnej przeróbki układu chłodzenia).

Czego więc będziemy potrzebowali do zrobienia takiego paliwa? Podstawową rzeczą jest oczywiście samochód z silnikiem diesla. Jednak nie każdy nadaje się do tego typu paliwa. W żadnym wypadku nie można stosować go do silników zbudowanych w technologii common rail, ponieważ elektronika obsługująca ten silnik może najzwyczajniej zgłupieć (o efektach nie muszę nikogo pouczać). Opierając się na kilkudziesięciu opiniach internautów, odradzam także stosowanie biodiesla do silników z turbiną.

Samochód powinien być więc w miarę „stary” i najlepiej pozbawiony dodatkowej elektroniki, stosowanej w dzisiejszych silnikach wysokoprężnych. Dodatkowym atutem jest też duża pojemność silnika oraz liczba cylindrów (czym więcej, tym lepiej).

Do testów posłużę się moim samochodem, który wydaje się być idealny do tego typu zadań. 😉 3 litry pojemności oraz 5 cylindrów wraz z 30 latami na karku:

Jednak nie jest to zasada. Najlepiej przeszukać grupy dyskusyjne oraz fora pod względem opinii nt. naszego samochodu. Warto też zajrzeć do którejś z wielu baz opinii o pracy konkretnych samochodów na biodieslu.

Kolejną rzeczą jest olej rzepakowy. Skąd go wziąć? Najprościej kupić najtańszy olej jadalny w supermarkecie. Będziemy go potrzebowali dość dużo (chociaż zależy to od ilości ropy, jaką zużyjemy). Ja kupiłem 20 litrów w cenie 2,69 za litr, co nie jest znowuż rewelacyjną ceną, jednak nie miałem dostępu do innych marketów niż LIDL, Biedronka i Champion (kupiłem ostatecznie w LIDL-u). Warto też śledzić promocje w gazetkach marketowych, które dostępne są na stronach sieci w internecie.

Gdy mamy już olej, należy zatankować samochód zwykłym olejem napędowym. Oczywiście czym taniej, tym lepiej. Musimy też zapisać albo dokładnie zapamiętać ilość ropy, jaką zatankowaliśmy – będzie to niezbędne do obliczenia ilości oleju, jaką możemy dodać.

Gdy zatankujemy, należy skorzystać z następującego wzoru:

Za V ON podstawiamy ilość zatankowanej na stacji ropy (w litrach), dzięki czemu obliczymy V OR – czyli ilość oleju, którą możemy dolać do baku.

Teraz już tylko otwieramy wlew…

… szykujemy odpowiednią ilość oleju…

… i wlewamy. 🙂

Pozostaje tylko przejechać się, aby zamieszać naszego biodiesla (można posadzić początkującego kierowcę, wtedy efekt będzie najpełniejszy ;-)). I gotowe – możemy „rozkoszować się” zapachem placków ziemniaczanych z wydechu. 🙂

W razie pytań lub dyskusji proszę o reakcje w komentarzach.

Matura 2007 – koniec wątpliwości

UWAGA! Ten wpis ma już 18 lat. Pewne stwierdzenia i poglądy w nim zawarte mogą być nieaktualne.

Rozmawiałem ostatnio na GG z kolegą z warszawskiego „Staszica”. Temat zszedł – a jakże w tej okoliczności – na sprawy związane z maturą. Nie obyło się bez narzekania ww. kolegi na niesprawiedliwość przyszłorocznej matury. Kolega ów twierdził, że procenty z matury rozszerzonej są tożsame z procentami z podstawowej w ten sposób, że osoba, która zdała np. rozszerzoną mautrę z matematyki na 60% ma na studiach takie same szanse, jak ta, która napisała maturę na 60% z tego samego przedmiotu, ale na poziomie podstawowym.

Ja upierałem się przy swoim. Uważałem bowiem, że punkty z matury rozszerzonej sumowane są z punktami z przelicznika matury podstawowej. Kolega jednak twierdził, że wszyscy nauczyciele oraz jego rówieśnicy „wyznają” jego wersję.

Pomyślałem chwilę nad tym i stwierdziłem, że byłoby wielce niesprawiedliwym to, że ktoś rozwiązując banalne zadania z zakresu podstawowego idzie na równi z osobą, która musiała się mocno namęczyć przy poziomie rozszerzonym na tyle samo procent. Dlatego moja teoria sumowania jest całkiem logiczna. Zdziwiło mnie tylko to, że bzdury powtarzane przez mojego kolegę mają swoje źródło w nauczycielach – i nie wiem, czy jest to spowodowane niedouczeniem w tej kwestii, czy chęcią propagandy niesprawiedliwości Giertycha?

Kolega kazał mi udowodnić moją teorię. Cóż – nie myśląc długo, otworzyłem mojego Thunderbirda i napisałem e-mail o następującej treści:

Witam Państwa! Na mocy rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej nr 407 z dnia 8 września 2006 zmieniły się zasady zdawania matury na poziomie rozszerzonym. Obecnie po wybraniu konkretnego przedmiotu należy zadeklarować, na którym z poziomów będziemy ją zdawać: podstawowym lub rozszerzonym. W przypadku wybrania poziomu rozszerzonego, abiturient podchodzi do egzaminu wyłącznie z zakresu rozszerzonego. Wynik tego egzaminu przeliczany jest według tabeli podanej w ww. rozporządzeniu.

Rozporządzenie to jednak nie określa, jak będzie wyglądała w tym przypadku rekrutacja na studia. Chciałbym spytać, czy zdobywając np. 51% na poziomie rozszerzonym z matematyki i po przeliczeniu tego wyniku – zgodnie z tabelą – na 58% na poziomie podstawowym, punkty z tego przeliczenia są sumowany z tym zdobytymi przeze mnie na rozszerzonym egzaminie?

Część nauczycieli tłumaczy, że pod uwagę będą brane wyłącznie punkty ze zdawanego poziomu, czyli np. osoba, która zdobyła 60% na poziomie podstawowym z matematyki jest traktowana przy rekrutacji na równo z tą, która także otrzymała 60%, ale na poziomie rozszerzonym. Czy jest to prawda, czy jedynie błędne rozumowanie systemu rekrutacji po zmianach w rozporządzeniu?

Jak będzie wyglądała rekrutacja w tym roku na Państwa uczelni? Czy przewidujecie przywileje dla abiturientów zdających rozpatrywane przez Państwa uczelni przedmioty na poziomie rozszerzonym?

Chciałbym z góry podziękować za odpowiedź, ponieważ będzie miała ona dla mnie decydujące znaczenie w sprawie ostatecznej deklaracji maturalnej.

Pozdrawiam i oczekuję na opdowiedź!


realizator zamówień AsseQ.pl
Daniel „Dandys” Gadawski

Dzisiaj dostałem dwie odpowiedzi. Jak myślicie, czyje rozumowanie jest prawidłowe? 😉

Oto pierwsza – z Biura Rekrutacji Uniwersytetu Gdańskiego:

http://www.univ.gda.pl/pl/info_dla_kand/pliki78/zal178.pdf

Proszę czytać odnośniki pod tabelkami które mówią : jeżeli na egzaminie maturalnym kandydat zdawał tylko poziom podstawowy to do obliczenia średniej wpisuje się zero punktów za poziom rozszerzony. jeżeli przystapi Pan z danego przdmiotu do poziomu rozszerzonego to na swidectwie maturalnym będzie Pan miał ilośc punktów za poziom rozszerzony oraz odpowiednia ilośc punktów na poziomie podstawowym (według załącznika do Rozporzadzenia Ministra z 8 wrzesnia) oba poziomy będzie sie dodawało i dzieliło przez dwa(średnia)i to razy mnożnik przypisany dla danego przedmiot na odpowiednim kierunku.

UG prezentuje ciekawy sposób rekrutacji – nie ukrywam, że mi się podoba. Zdałeś podstawowy poziom na 90%? Wpisują Ci 0 z rozszerzonego, sumują (90+0) i dzielą na dwa – wychodzi 45%. Dopiero się cieszyłeś, że napisałeś na piątkę maturę podstawową, jednak nic z tego – dla systemu rekrutacyjnego jesteś warty co najwyżej 45%. Pisałeś rozszerzoną? Zadania były trudne, musiałeś uczyć się prawdopodobnie długi czas. Dostajesz – powiedzmy 70% – przeliczają Ci to na 74% z poziomu podstawowego (zgodnie z rozporządzeniem MEN nr 407 z dn. 8 września 2006). Sumujemy – 70+74 = 144. Po podzieleniu na dwa wychodzi, że masz 72%. I dopiero dwie osoby z bardzo dobrze zdaną maturą podstawową są warte razem tyle, co Ty z rozszerzoną. Tak powinno być – osoby z rozszerzoną maturą powinny być w jakiś sposób uprzywilejowane i nagrodzone za trud, jaki włożyły w naukę.

Druga odpowiedź to e-mail z Działu Toku Studiów UMCS w Lublinie:

Generalnie jest różnie. Na niektórych kierunkach (rzadko) liczą się tylko wyniki z poziomu podstawowego. Wtedy rzeczywiście lepiej sie nie męczyć i taki przedmiot zdać zaledwie na poziomie podstawowym. Ale na większości kierunkach sumowane są wyniki podstawowego i rozszerzonego, przy czym większość kierunków wyżej traktuje poziom rozszerzony. Są i takie kierunki, gdzie liczą się wyniki tylko z rozszerzonego. Bardzo proszę przejrzeć zasady przyjęć na naszej Uczelni: www.umcs.lublin.pl>rekrutacja 2007/2008 > załącznik nr 5 (nazwa załącznika – zakres egzaminu…)

Co w praktyce oznacza, że również obowiązuje sumowanie.

Mam nadzieję, że ten wpis rozjaśnił w głowach joggerowym (i nie tylko) maturzystom. Pamiętajcie, że na zmianę deklaracji macie czas tylko do końca grudnia!

Zapraszam do dyskusji w komentarzach.