Nareszcie historia z happy endem

UWAGA! Ten wpis ma już 16 lat. Pewne stwierdzenia i poglądy w nim zawarte mogą być nieaktualne.

Po ostatnich lotach jaśnie nam panujący premier nawrócił się znowu na samoloty rejsowe. Przynajmniej w zamierzeniach, ale o tym za chwilę. Ludzie już zapomnieli, że Tusk na ostatni szczyt leciał już jednak samolotem rządowym, dlatego można było powrócić do koncepcji powyborczej. A konkretniej: Tusk miał polecieć na szczyt UE samolotem rejsowym. Tak – rejsowym, nie czarterem. Prezydent zaś – samolotem rządowym. Od rana w mediach szedł przekaz o tym, jaki ten prezydent rozrzutny, bo leci rządowym (który tak czy siak musi latać, jak nie z przedstawicielami rządu, to na loty treningowe), podliczano, ile to będzie kosztować (a koszty byłyby poniesione nawet, gdyby obaj panowie polecieli rejsowym), itp. Ogólnie sielanka, że aż się słupki poparcia uśmiechały. A tu bęc – samolot rejsowy, którym lecieć miał Tusk, szczęśliwie się zepsuł. I tak oto prezydent i premier polecieli razem, samolotem rządowym. Ta zagrywka PR-owa Tuskowi nie wyszła. Dlaczego więc piszę o happy endzie? Bo nareszcie rządzący polecą nie tylko razem, ale i praktycznie bez dodatkowych kosztów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.